Turkoczą koła po kamieniach drogi, dzwoni, skacząc na nich, powóz i już nie słychać wycia i rozpaczliwego nawoływania matki — Berberki. Droga idzie śród pięknych ogrodów i gajów, zbliżając się do wartkiego prądu rzeki lub odbiegając od niej; w cieniu drzew stoją białe kubby, a obok nich grupy pobożnych; mignął śród zieleni stary, garbaty most arabski z parapetem z ciężkich głazów ciosanych; szemrzą fontanny; niosą się głośne westchnienia pijących wodę koni i wołów i ciche słowa ludzi. Na lewo od nas — równina z kwadratami pól, ruiny starego fortu, a tuż u stóp góry Zalagh białe budynki o niskich murach z małemi wieżyczkami po rogach. Są to blokhauzy wojenne, oczy i uszy generała de Chambrun, a posiada ich dużo wszędzie — od Taunat do Tazy, Sefru i dalej.
Około jednej z bram na kamieniu siedzi poważny Arab w śnieżno-białych szatach i w zawoju. Długa czarna broda spada mu na pierś. Dokoła zasłuchany tłum. Zawinięte w burnusy i halki kobiety, starzy, bogaci i biedni mężczyźni, meskini, tolba, młodzieńcy ze wsi, słuchają. Biegają dzieci z długiemi kosmykami włosów, pozostawionych na ogolonej głowie, albo na samym jej czubie lub nad uchem; kosmyk ten nieraz jest zapleciony w warkocz; przypomina „oseledec“, noszony dawniej przez Kozaków z nad Donu i przez szlachtę polską kresową. Jest to talizman, przynoszący szczęście.
Cały tłum zachowuje nadzwyczajny spokój i w skupieniu słucha siedzącego Araba. Siedzący Arab — to bard — opowiadacz.
Właśnie deklamuje coś wyraziście, doskonale modulując; Hafid opowiedział nam treść improwizacji Araba.
„Wielki jest Allah i wielki jest prorok jego Mohammet! Lecz byli inni, wybrani przez Pana, a potęgą swoją dorównywali Allahowi. Takim był syn Nuna[1], olbrzym, którego zwłoki nie zmieściły się pod
- ↑ Jozue, syn Nuna, bohater eposu izraelickiego (Slouschz, Arch. Maroc. 1906 r., tom IV., str. 47—48.)