meczetem[1], a który postawił grzbiety górskie w miejscach potrzebnych. Takim był Mulej Abd-el-Selam[2], pomagający Allahowi w budowie świata i twórca wiary w jedynego Boga. Takim był Ali Ambausz, potężny jak Prorok; takim był „ukryty Imama“ Abd-Allah, kość z kości i krew z krwi Mahommeta-Proroka.[3] Zawsze są tacy wybrańcy, aby wolę Allaha głosili i wskazywali „przyjście godziny“. Oczy ich zaglądają do duszy ludzi, słowa padają do serc, myśli zmuszają do czynu. Zjawiają się nagle, a nikt przedtem nic o nich nie słyszał. Idą przez życie, ślady niezatarte wyciskając na radość wiernym i na biedę niewiernym. Zjawił się na północy wybraniec Boży i echa jego czynów biegną po ziemi, jak odgłosy burzy. Zjawił się na wschodzie drugi, który przyszedł sądzić dobre i złe sprawy w imieniu Allaha, poprzedzając przybycie Zbawiciela wiernych. Patrzcie dokoła oczami duszy waszej, słuchajcie uszami serca waszego i nie zaśpijcie godziny przybycia Wysłańca!“...
Tak tłumaczył nam słowa barda Hafid i objaśnił, że to jest zwykła przypowieść, po której następuje samo opowiadanie, zwykle historyczna legenda o dawnych władcach, bohaterach lub słynnych „uali“.
Jednak zdawało mi się, że ta „przypowieść“ miała związek z tem, co się działo na północy Afryki, w Riffie i na wschodzie — w Egipcie i jeszcze dalej — już na kontynencie Azji. Była to zawiła, ukryta tymczasem, symboliczna agitacja na rzecz Abd-el-Krima i budzącego się do czynu Islamu. Tak rozumiałem słowa malowniczego Araba o poważnej, natchnionej twarzy i mądrych oczach.
Gdy wjechaliśmy na pagórek, odsłonił się nam Fez z innej strony. Był cały różowy, ciepły i łagodny, to-