przechodzi grzbiet górski Zerhun. Lasy, głębokie wąwozy i jaskinie, obfitość skalnych kozłów i baranów przyciągały tu drapieżników — lwy, pantery, gepardy, hieny i szakale. W górach urządzano łowy, zasadzki i stawiano sidła. Zdobycz wysyłano do Rzymu, oraz do innych miast, gdzie cyrkowy tłum żądał dzikich, niebezpiecznych zwierząt i krwawych widowisk. W naszych podaniach, opowiadanych przez bardów, pozostały o tem wspomnienia.
Mauritania Tingitana dostarczała więc rozpanoszonej tłuszczy upadającego Rzymu „panem et circenses“.[1]
Dostarczała też innego materjału: czarnych i bronzowych niewolników. Pewną ich ilość, najbardziej silnych i pięknych, oddawano do szkoły gladjatorów, resztę wcielano do Legji cudzoziemskich. Był to żołnierz bitny, wytrzymały i odważny. Na kolumnie Trajana widzieć można rzeźbę, przedstawiającą wojowników maurytańskich. W lekkich tunikach, z lancą i tarczą w ręku pędzą oni na wroga na małych rączych koniach.
Przeszliśmy tymczasem przez mały wąwóz, porośnięty kaktusami i krzakami, i zaczęliśmy wchodzić wąską ścieżką na niewysoki pagórek. Z krzykiem zerwało się stadko kuropatw, a drogę nam przebiegł zając. Jakieś ciosane kamienie, resztki stopni przysypanych ziemią schodów i odłamki marmuru już się wyłoniły z ziemi i kryją się w gąszczu krzaków i wysokich, twardych traw. Ścieżkę przecinają kanały, pokryte płytami z piaskowca, ciosanego przed siedemnastu wiekami rękoma niewolników pod dozorem rzymskich majstrów. Śmigają jaszczurki zielone i różowe, świergocze drobne ptactwo; w szczelinach płyt i popękanej ziemi czyhają na zdobycz pająki i skolopendry (scolopendra scopoliana). Jedna z nich zaatakowała dużego chrabąszcza w połyskującym, zielonym pancerzu, bardzo podobnego do egipskiego „świętego“ skarabeusza, za-
- ↑ Chleba i widowisk.