i plon obfity z ziemi, waszemi ciałami użyźnionej, zbierać będzie wieki i wieki!...
Nie wiem, co to było? Być może, szeleściły w suchych liściach chyże jaszczurki lub szarańcza cykała? a może to — śmiały się cicho na rynku niewolnice, zalotnie wstydliwe i żądzą niegasnącą palone na widok białych tog młodych, dumnych patrycjuszów, wchodzących do domu oznaczonego lubieżnym emblematem, wzywającym do rozpusty i rozkoszy?
Gdy przechodziłem koło zwalisk dużego portyku, z potrzaskanemi kolumnami i odłamkami wspaniałego frontonu, doszły mnie głuche odgłosy poważnej narady i czyjeś słowa, pełne rozwagi i przekonania.
— Obywatele! Zapomnijcie na chwilę o tem, z jakiego pochodzicie narodu, jakich uznajecie bogów! Pamiętajcie, że jesteście obywatelami Rzymu, cives romani!... Dumne to i zaszczytne miano, lecz żąda ofiar godnych siebie! Oto Rzym dąży do podboju całego świata, aby utworzyć jedno imperjum, od krańca do krańca ziemi, a gdy tego dokona, wtedy wszystkich ludzi uzna za swych obywateli i wszystkim ludom, szczepom i krajom przyniesie swoją kulturę, sztukę, naukę i złoty wiek wolności i szczęścia rozpocznie się na ziemi... Obywatele Wolubilisu! do was skierowałem żądania Rzymu!
Cichy pomruk niezadowolenia, zjadliwy śmiech i szczęk broni były odpowiedzią na słowa nieznanego decemwira. Drgnąłem... To robotnicy popychali wózki z ziemią, a koła turkotały na szynach, opowiadając o dumnych zamierzeniach potężnego Rzymu i powtarzając słowa jego dostojników.
Jakże dziwne bywają drogi przeznaczenia!
Przecież ten Wolubilis, gdzie o polityczny plan Rzymu walczyli Maurowie, Iberyjczycy, Gallowie, Germanie, Frankowie i Brytańczycy, znikł prawie zupełnie, a nad odkopaniem jego i odrestaurowaniem mozolili się i dotychczas mozolą ci Frankowie, ci sami Maurowie, Iberyjczycy, Hiszpanie i Germanie... Przecież pod
Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/268
Ta strona została skorygowana.