Wtedy nie rozumiałem jeszcze, co to znaczy. A była to rzecz ciekawa. Na południu prowincji Orańskiej i w innych miejscowościach francuskich posiadłości w Afryce Północnej istnieje szereg plemion, pogardzanych przez prawowiernych muzułman, lecz otoczonych jednocześnie mistycznym lękiem. Pochodzenie tych szczepów nie jest jeszcze ściśle ustalone, niewiadomo, czy są one pochodzenia azjatyckiego, czy afrykańskiego. Formalnie są wyznawcami Islamu, lecz ich prorokiem jest niejaki Amer ben Sliman, który podobno był Żydem-renegatem; zmienił on tekst Koranu, wprowadził rozpustę do obrządków i obyczajów Islamu i przekazał uznającym go plemionom sztukę czarnoksięską, którą uprawiają zarówno kobiety-tancerki, śpiewaczki i wróżki, jak i mężczyźni — drobni rzemieślnicy, fabrykanci talizmanów i znachorzy.[1] Rozchodzą się nawet głosy, że Mlaina są wprost szczepem cygańskim.
Do takiego zagadkowego towarzystwa trafiliśmy z Zochną w „village nègre“; wtedy nie wiedzieliśmy nic o tajemniczych Mlaina, a więc o nic ich nie wypytywaliśmy, tylko sfotografowałem tę zacną kompanję, a później zaproponowałem, aby nam zagrali coś, zaśpiewali i zatańczyli za umówione naprzód 20 franków.
Jeden z drabów wyciągnął z za pasa flet i zaczął grać jakiś dziki, przeciągły i łkający motyw, drugi klaskał w dłonie, kobieta zaś odśpiewała kilka zwrotek ponurej pieśni, wykonując po każdym frazesie taniec brzucha, połączony z „klasycznym“, zabronionym w Ameryce „shimmy“, pochodzącym od cygańskiej „koranty“.
Nudne to było, brzydkie i całkiem niezajmujące, więc jak najprędzej opuściliśmy cuchnący przybytek orańskiej Terpsychory.
Po tym wypadku nie szukaliśmy już tu nic z życia Arabów, jeżeli nie liczyć zwiedzenia wielkiego meczetu Dżama El Basza, zbudowanego w XVIII w. na pa-
- ↑ Patrz Prof. Edm. Doutte: Magie et Religion dans l’Afrique du Nord. Alger 1909, oraz Mouliéras: Maroc inconnu.