miątkę wyparcia z Oranu Hiszpanów i za pieniądze, osiągnięte z wykupu niewolników chrześcijańskich. O tem opowiadał nam dobrą francuszczyzną lecz z zafrasowaną miną stary muezzin[1] w zacienionym podwórku meczetu z cicho szemrzącą fontanną w marmurowym basenie, pełnym złotych rybek; tuż przy fontannie leżał żebrak w łachmanach, z twarzą obrzękłą, pokrytą wrzodami i chmarą much, pożerających go, na co leżący nie zwracał żadnej uwagi; spał jak zabity i głośno chrapał w cieniu palm, przy łagodnym szmerze płynącej z gór źródlanej wody.
Zabawiliśmy w Oranie parę dni, więc zwiedziliśmy miasto, zwykłe francuskie miasto, koniecznie z Boulevard National, place d’Armes, place Kleber, place de la Republique, dla których ujrzenia naturalnie nie warto jeździć do Oranu, cierpieć na morską chorobę, prażyć się i topnieć na słońcu; jednak malowniczy widok przedstawia rozplanowana tarasami promenade de Letang z dekoracyjnym Chateau-Neuf, ze staremi murami, za któremi obecnie mieszczą się budynki wojenne, a przed Francuzami — pałace groźnych gubernatorów hiszpańskich lub korsarzy, jakimi byli orańscy bejowie. W parku Letang widzieliśmy bardzo piękne okazy figowców i magnolji o konarach, podobnych do skręconych i walczących potwornych płazów; sosny, platany, palmy i klomby z jaskrawemi i rzadkiemi kwiatami. Z tarasów tego parku widać morze na 30 kilometrów za przylądkiem Falkon. Piękniejszy i bardziej rozległy widok na morze odkrywa się z innego miejsca — z okna w północnym murze Santa Cruz. Podchodzi się do tego okna z ciemnej galerji, i nagle — zwiedzającego oślepia niebieskie światło, wlewające się bezdźwięcznym potokiem przez szeroki otwór w murze. Niebo i morze — dwa niebieskie światy, niewzruszenie spokojne i potężne, hojnie wlewają tu, do wnętrza ponurego zamczyska potoki łagodnego, kojącego i radującego duszę
- ↑ Młodszy mułła, osoba duchowna.