Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/281

Ta strona została skorygowana.

— Oh! ces Arabes! — piszczy subretka, wznosząc oczy ku niebu, co ma oznaczać rozpacz, lecz co przypomina jeszcze większe zdumienie; zaczyna objaśniać monotonnym, warczącym głosem.
Nareszcie zrozumieliśmy! Kopułę sporządzili francuscy architekci nad szpitalem. Bagatela! Taka perska kopuła — to nie żart! Lecz poco ona tu, tak daleko od swej ojczyzny? Musi czuć się tu bardzo „berrania“?[1] Wiem, że sami Francuzi trochę podrwiwują z pomysłu artysty. To — detal architektoniczny, lecz sam szpital, urządzony podobno wzorowo.
Tegoż dnia byliśmy zaproszeni na obiad do pana Maurice Halmagrand, zajmującego stanowisko „contrôleur civil“, a prowadzącego w tym obwodzie posiadłości Sułtana politykę francuską. W domu państwa Halmagrand, ludzi o wysokiej inteligencji i kulturze i czarująco uprzejmych i towarzyskich, spędziliśmy bardzo miły wieczór. Poznaliśmy tu dyrektora Vincent oraz wysokiego urzędnika kolonjalnego p. Alfreda Collicaux. W rozmowie poruszaliśmy tematy z życia Afryki, a cały szereg bardzo cennych wskazówek dopomógł mi w dalszych moich obserwacjach i badaniach. Kilka razy spędzaliśmy wieczory w gościnnym domu państwa Halmagrand, a za każdym razem dowiadywałem się czegoś nowego, bo byli to ludzie, nietylko sumiennie wykonujący swoje obowiązki, lecz studjujący kraj i jego mieszkańców.
Zochna odwdzięczała się za gościnę improwizowanemi koncertami, ponieważ tym wysoce kulturalnym ludziom bardzo brakło tu muzyki.
W Meknesie poznaliśmy też państwa Lénoir.

On — rzeźbiarz, czerpiący natchnienie z otaczającego go tłumu Berberów różnych szczepów. Pan Lénoir posiada duży talent, a jego rzeźby z powodu siły ich wyrazu i realizmu, mogą być najlepszą ilustracją typów i psychologji Marokka.

  1. Cudzoziemka.