Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/282

Ta strona została skorygowana.

Nazajutrz po przyjeździe do Meknesu złożyłem wizytę dowódcy miejscowej załogi i otrzymałem od niego pozwolenie na zwiedzenie koszar Legji cudzoziemskiej, gdzie miałem wyszukać jednego z legjonistów, Polaka-adwokata, a obecnie sierżanta — p. S.
Długo błąkałem się śród baraków obozu, aż wreszcie wynalazłem tę kompanję, której potrzebowałem. Niestety pana S. nie zastałem, gdyż wyszedł na miasto, ale za to spotkałem kilku Polaków, a w ich liczbie Żydów i Litwinów. Żołnierz dobry, sprawny, a znający już niejedną potyczkę z „babusz“[1], jak pogardliwie nazywają tubylców, chociaż te „babusz“ nieraz idą do ataku jak szaleńcy, albo skradają się, jak szakale, i z nożami w ręku napadają na patrole i warty. Żaden z tych przyznających się do polskości ludzi nie mówił mi o przyczynie wstąpienia do surowej służby w Legji; omijano tę kwestję, chwalono ład i system, panujący w wojsku, opowiadano o trudnych warunkach służby i rychłym powrocie „pod Kalisz“, do miasta Łodzi, nad brzegi Wilejki.
Pan S. stawił się u mnie w hotelu tegoż wieczoru.
Był dobrze obeznany z Meknesem i Marokkiem. Odbyliśmy z nim długą pieszą wycieczkę, i pan S. wywiązał się z roli przewodnika wyśmienicie. Gdy wychodziłem z obozu, widziałem dużą grupę legjonistów — Rosjan, pracujących nad naprawą drogi. Mieli twarze ponure i oczy pełne goryczy, a może, nawet rozpaczy. Ta rozpacz, której nigdy przed tem nie było w oczach człowieka rosyjskiego o psychice fatalizmu, stała się obecnie charakterystyczną cechą tego narodu.
Ciężka tragedja Rosji wyżarła, wypaliła ten stygmat na ich czołach pochmurnych i w ich duszach.

Rosjan z tem piętnem rozpaczy spotykałem w różnych miejscach świata i we wszystkich warstwach społeczeństwa.

  1. Babouch — pantofle arabskie.