Śród tego właśnie mrowiska zrozpaczonych nędzarzy działał Ben Aissa. Nauka jego była zopożyczona od Izraelitów, a może od ludzi przybyłych ze wschodu Azjatyckiego, opowiadających o żywocie Buddhy Sakkia Muni, słyszał także o fakirach, o derwiszach perskich, o pustelnikach-bonzach z Chin, o niektórych lamach tybetańskich i zalecił jedzenie wszystkiego, co się znajdzie pod ręką. Tym sposobem w znacznej mierze zreformował przepisową kuchnię muzułmańską, ułatwiwszy jednocześnie nędzarzom życie.[1] Cud z liśćmi można objaśnić, jak wiemy to z innych opowieści, nocną zamianą węży — na ryby, kamieni — na chleb itp.
W ten sposób Ben Aissa stał się wodzem nędzarzy, tego „lumpen-proletariatu,“ liczebnie potężnego, a nic nie mającego do stracenia. Mógł łatwo wszcząć rokosz, mógł pchnąć tę tłuszczę na najbardziej szalone przedsięwzięcie, mógł się ogłosić „mahdi“ i walczyć z sułtanem, ciemiężcą Berberów. Był niepożądanym czynnikiem dla despotycznego Mulej Izmaila tem bardziej, że sułtan był prawowiernym muzułmaninem. A jednak sułtan zostawił go w spokoju, a nawet odwiedzał go i miewał długie rozmowy, pokornie całując poły burnusa Proroka.
Tak opowiadał mi jakiś „mokaddem“[2], zbierający składki przy grobowcu Ben-Aissa.
Przecież jeżeli to prawda, co mówił „mokaddem“, a co potwierdził mi w parę dni później jeden z potomków krwawego sułtana, mieszkający śród ruin pałacu swego przodka, uprawnia to do pewnych wniosków. Ben-Aissa nie uprawiał nauki dla nauki, on organizował, łączył Berberów i niewolników w wielkie bractwo, nieco dzikie w swoich tradycjach, lecz scementowane przy-
- ↑ Islam rozpowszechnił się od brzegów Atlantyku do Pacyfiku, gdzie Arabowie przed Europejczykami zbudowali świątynię w Kantonie, a tłumy pielgrzymów z Chin, wysp Malajskich, Indji i Persji spotykały się w Mekce z wiernymi z Arabji, Turcji, Kaukazu, Egiptu i Mahrebu. Istniała więc droga, którą do Islamu sączyły się ubocznie i obce wpływy i naleciałości.
- ↑ Senior w bractwie.