Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/289

Ta strona została skorygowana.

i ogrody. To nie są mury, to są nieznane krypty, bo setki robotników, umierających z wyczerpania lub od znęcania się nad nimi, zostały wtłoczone w olbrzymie, cyklopowe bloki, tworzące siedzibę sułtana i tu pozostały na wieki. Cementem, a zarazem jadem żrącym dzieło Mulej Izmaila i chylącym je ku upadkowi, był pot, krew i męka prawie sześćdziesięciu tysięcy niewolników chrześcijańskich i więźniów oraz setek tysięcy przymusowych robotników z różnych szczepów, spędzanych tu na wykonanie olbrzymich zamierzeń sułtana. Mulej Izmail sam doglądał budowy, a za nim szedł, niosąc lancę, miecz i muszkiet, olbrzym z Sudanu, uzbrojony w harap[1]. Najmniejsze uchybienie, pomyłka, czasem kaprys Izmaila kosztowały pracujących życie. Strącał ich z wierzchołków murów i wież celnym strzałem, ścinał głowy, przebijał nożem lub lancą, albo rozkazywał bić harapem. Wykupieni niewolnicy chrześcijańscy, zakonnicy i Żydzi — agenci sułtana, a także posłowie cudzoziemscy, jak naprzykład: Cavelier, Mouette, Jourdan, Busnot, Stewart i inni opowiadają w swych pamiętnikach o okrucieństwie czarnego sułtana, z białą plamą na policzku i z siwą brodą.
Niezwykły to był i straszny człowiek, z powierzchowności podobny do kameleona, bo nietylko umiał wydać się wspaniałomyślnym, hojnym, ujmującym i nawet zawstydzonym, chociaż był mściwym, skąpym, surowym, bezwzględnym i śmiałym do szaleństwa, lecz nawet zmieniał kolor swej twarzy, stając się w chwili radości prawie białym, o oczach niebieskich, a w porywie gniewu okazując zupełnie czarne oblicze i zaszłe krwią oczy.
Niektóre szczepy przechowały nawet w przysłowiach swoich wspomnienia o tej właściwości straszliwego władcy.

„Wczoraj niebo było jak jasne oblicze Sidi Mulej Izmaila, a dziś pokryła je chmura, ciemna jak twarz

  1. Harap, bicz o krótkiej rękojeści, a długim rzemieniu, z uwiązanym do niego kawałkiem żelaza.