Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/299

Ta strona została skorygowana.

Podano nam muły pod wygodnemi siodłami, pokrytemi czerwonem suknem; sam kaid jechał na pięknym, białym mule, bardzo rączym i młodym.
Przejechaliśmy wąską dolinę, dzielącą dwa łańcuchy grzbietu Zerhun, ujrzeliśmy arkady arabskiego akweduktu, kilka murowanych studni, założonych przez Francuzów, i wyjechaliśmy na ścieżkę, biegnącą zboczem lewego łańcucha. Wkrótce natrafiliśmy na śliczny gaj oliwny. Z drzew zrywały się dzikie gołębie i drozdy, raczące się oliwkami. Posuwaliśmy się szybko naprzód, chociaż dla mnie nie było to rzeczą zupełnie łatwą. Mój muł co chwilę przystawał, aż się znalazłem wreszcie na samym końcu kawalkady. Jeden z tubylców objaśnił mi na migi, że muszę bez przerwy bić muła nogami, bo inaczej będzie myślał, że śpię, i wtedy zupełnie stanie. Poszedłem za tą radą i rezultaty były świetne. Wkrótce dogoniłem swych towarzyszy, a było to bardzo na czasie, gdyż stałem się świadkiem nader charakterystycznej sceny.
Jeden z kundelków, węszących wszędzie, wypłoszył z krzaków zająca. Pierwszy dojrzał go Ben Ait. W jednej chwili porwał za strzelbę, lecz zając już mknął daleko, zdążając do zarośli, pokrywających dno wąwozu. Stary myśliwy spiął konia ostrogami. Ten zerwał się, jak strzała, wypuszczona z łuku, i biegł, prawie nie dotykając kopytami ziemi, nad stromem urwiskiem. Ben Ait krzyknął na ludzi, idących na przedzie, lecz ci nie zdążyli usunąć się na bok; po chwili jeden z nich, uderzony piersią konia w pełnym pędzie, wyleciał w powietrze, jak kamień z procy, i, upadłszy o jakie dziesięć kroków, stoczył się na dno wąwozu. Ben Ait nawet się nie obejrzał na swoją ofiarę. Co mogły znaczyć kalectwo, albo nawet śmierć człowieka wobec jego zapału myśliwskiego? „Vieillard ardent“, jak go nazwałem, znikł nam z oczu. Dr. Vincent zeskoczył z muła i pospieszył z pomocą poturbowanemu. Miał on potłuczone całe ciało i nadwerężoną nogę. Słaniał się i nie mógł iść, odesłano go do miasta z jednym z naganiaczy.