Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/310

Ta strona została skorygowana.

spożyć wraz z synami ucztę, czyli resztki, pozostałe po gościach; po nim dopiero posiliły się żony i córki, a wkońcu już na ostatku — służba. O 10-ej podano samochód, więc już po krótkich pożegnaniach i bardzo niskich ukłonach i wymianach życzeń wzajemnych, odprowadzeni przez gospodarzy aż do bramy i samego powozu — odjeżdżamy. Stary „Kadi“ niezmiernie pragnie poznać mego męża, więc prosi, aby go odwiedził, gdy wyzdrowieje. Pokazywano mu mój pierścień azjatycki i opowiadano o jego pochodzeniu, więc potem kadi otoczył mnie specjalną atencją i czcią najwyższą. Mego chorego zastałam w dobrym stanie, ale stęsknionego, a jeszcze bardziej wygłodzonego. Wyprosił sobie 2 jajka na miękko, herbatę i chleb z masłem. Ogromnie się obawiam, czy to nie za dużo? Ale dobrze mi to mówić po obiedzie u poczciwego Kadi!“

∗             ∗

Jak łatwo zrozumieć, kłopotów Zochna miała co niemiara, ale czas spędziła wybornie i zabawiła się wyśmienicie.
Jednak gród Mulej Izmaila, zalewany krwią przez tego okrutnego sułtana, żądał i ode mnie coraz to nowych „ofiar krwawych.“
Oddałem Meknesowi, zapomocą baniek doktora Vincent, sporo krwi w czasie swojej choroby, lecz dla Mulej Izmaila było tego zamało.
Zabolał mnie straszliwie ząb. Zaczęło się zapalenie okostnej. Musiałem zwrócić się do dentysty. Lecz jedyny w mieście specjalista właśnie tegoż dnia wyjechał na parę dni do Rabatu po materjały. Szalony ból i rosnący z zawrotną szybkością prawy policzek dokuczały mi i czyniły mnie potwornie brzydkim i jeszcze bardziej kapryśnym, wprost nieznośnym. Biedna, biedna Zochna, ofiara tyrana męża, obarczonego klasyczną „fluksją“ prababek i bolącym zębem!
Jeden ze znajomych Francuzów radził mi zwrócić się do znachora arabskiego, umiejącego podobno znako-