Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/317

Ta strona została skorygowana.

sobie ślady etniczne i wpływy swego kultu, chociażby w formie stygmatów, tatuowanych do naszych czasów na twarzach kobiet ze szczepów Gharb i Beni Hassen. Rzymianie, którzy chętnie brali sobie za żony kobiety tubylcze, jak wszędzie w Afryce Północnej, wlali dużo swej krwi w żyły Berberów, — tych potomków obywateli i wojowników imperjum wspaniałych Cezarów.
Dojeżdżamy do Sale, stojącego na brzegu oceanu. Białe miasto z kilku zgrabnemi minaretami tonęło już w zapadającym mroku. Przejeżdżamy błotnistą deltę rzeki Regreg i wjeżdżamy przez starą bramę do Rabatu. Tuż w pobliżu murów znaleźliśmy nasz hotel. Marzyliśmy o nim, ponieważ upadaliśmy ze znużenia i gorąca. Zaproszony tegoż wieczoru lekarz powtórzył radę doktora Vincent, polecając możliwie szybki wyjazd w góry.
Wysłuchałem rady, lecz ponieważ byłem w Rabacie, głównej siedzibie panującego sułtana i francuskiego protektoratu, chciałem dobrze się tu rozejrzeć, aby wyjaśnić szereg kwestyj i ujrzeć władcę Marokka.
Nazajutrz złożyłem wizytę panu Ministrowi Urbain Blanc, zastępcy Generalnego Protektora-marszałka Lyautey, który w tym czasie przebywał we Francji. Minister przyjął mnie nader uprzejmie.
Odbyłem z nim długą i bardzo interesującą rozmowę. Pan Urbain Blanc z taką samą szczerością, jaką zadziwił mnie w Fezie generał de Chambrun, wyłożył przede mną program cywilizacyjnej polityki Francji w Marokku. Minister kochał ten kraj, od tak niedawna organizowany przez Marszałka Lyautey, który wierzy w Marokańczyków i w ostateczne powodzenie prac Francji, uważając ją za spadkobierczynię Rzymu w Afryce. Zaprosiwszy nas z Zochną na śniadanie, na którem poznaliśmy panią Blanc, Minister polecił szefowi cywilnego gabinetu Marszałka Lyautey, p. Leroy, pokazać nam Rabat.
Zwiedziliśmy najpierw okolice położone na wschód od miasta. Oglądając tę bogatą i zaludnioną miejsco-