Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/321

Ta strona została skorygowana.

piękne budynki pałacu Generalnego Rezydenta, gmachy urzędów wojskowych i cywilnych, tonących w bujnej roślinności i szpalerach pnących się i kwitnących roślin, dochodzi aż do Medina dzielnica europejska. Olbrzymi park, tarasami zbiegający nadół i przypominający gazony Wersalu, jest napełniony kwiatami, trawnikami i malowniczo uplanowanemi grupami drzew i krzaków. Miasto posuwa się coraz bardziej w stronę tej urzędowej dzielnicy.
Przy zwiedzaniu tego pięknego, nowego miasta, o niezwykłej architekturze, dziwnemi się wydają zębate mury, monumentalne bramy Bab el Alu, Er Ruah, Zaer i inne. Wydają się one jakiemiś sztucznemi dekoracjami na tle oceanu, kołyszącego parowce w niebardzo wygodnym porcie, podlegającym wszystkim kaprysom żywiołów, — a jednak te mury i bramy mówią o czemś, co trzeba tu odnaleźć, zobaczyć, wyczuć i zrozumieć.
Z takim doradcą, jakim był p. A. Leroy, nie było to zadaniem trudnem!
Zawiózł nas pewnego dnia nad samo ujście rzeki, gdzie prąd jej przebija sobie drogę w piasku, wyrzucanym przez morze. Tu, na stromych skałach wznosi się czworobok potężnych murów, od strony miasta dobrze jeszcze zachowanych. Szerokie schody prowadzą do monumentalnej bramy, z kilku armatami, stojącemi przy murach. Skąd te armaty? Nie oglądałem ich, ale myślę, że śród nich znaleźlibyśmy te, które odważni korsarze z „republiki dwóch brzegów“ zdobyli podczas swych napadów na hiszpańskie, angielskie i holenderskie brygantyny handlowe.
Za bramą trafiamy do dzielnicy, pełnej małych domków, dość czystych, starannie zabezpieczonych przed ciekawemi oczyma przechodnia. Ta dzielnica posiada swój meczet i swoje „suk.“ Wszystko to jest małe, lecz zupełnie inne niż gdzieindziej, odrębne, stanowiące swój świat. Przekroczywszy mury tego miejsca, stanęliśmy na ziemi „inkwizytorów Islamu.“ Władcy Mahrebu, w burzliwym XII wieku, przenieśli tu