Pewnego piątku p. A. Leroy zaproponował nam przejażdżkę do pałacu sułtańskiego, abyśmy byli obecni przy wyjeździe Sułtana do meczetu.
Pałac, czyli Dar El Mahzen, stoi poza murami miasta, niedaleko od bramy Zaer. Pomiędzy pałacem a dzielnicą francuską rozciąga się obszerny plac, gdzie odbywają się rewje wojskowe. Na przeciwległym końcu placu połyskuje białemi murami i minaretem meczet Es-Sunna. Gdy podjechaliśmy do pałacu, ujrzeliśmy oddział wojska. Wspaniali jeźdźcy, w białych burnusach i zawojach, z opartemi na kolanach krótkiemi karabinami, otaczali cały plac i nie dopuszczali zbiegowiska widzów. Przed bramą pałacową, otwartą naoścież, stała kompanja czarnej gwardji. Tęgie chłopy w białych szarawarach i krótkich białych kurtkach, w czerwonych fezach na głowach i z karabinami w ręku. Za nimi ugrupowała się orkiestra. Zatrzymaliśmy się niedaleko bramy. Pan Leroy porozumiał się z grupą dygnitarzy pałacowych, stojących przy wejściu i oczekujących na sygnał rozpoczęcia ceremonji. Po chwili wpuszczono nas do wnętrza pałacu, gdzie wskazano miejsce na galerji, otaczającej całe podwórze. Tu ujrzeliśmy dużą grupę pałacowych urzędników, wyższych mułłów, służbę dworską i osobistą orkiestrę Sułtana. Stanowiło ją pięćdziesięciu muzykantów, w bogatych, barwnych strojach, kapiących od złota i srebra. Przeważnie była to młodzież, nawet chłopcy po 12 do