bardzo inteligentnego, wesołego i posiadającego język arabski. Kochał ten kraj, jego ludzi, ich obyczaje i zewnętrzne formy ich życia. Znał tu wszystko i wszystkich, cieszył się wielką przyjaźnią tubylców i czuł się śród nich doskonale. Pan Delarue przedstawiał najbardziej pożądany typ urzędnika w kolonjach.
Nasz nowy przyjaciel zaczął od tego, że zaprowadził nas na szczyt pałacu, gdzie się mieściła jego instytucja i pokazał nam cały Marrakesz odrazu. Morze płaskich dachów i tarasów, z tłumami kobiet na nich, korony drzew, podnoszących się z ogrodów gmachów Bahia, minarety, place, ściana lasu palmowego i wreszcie od południa, podobny do grzbietu olbrzyma-węża, mur Wysokiego Atlasu — wszystko to było przed nami. Znacznie bliżej, bo tuż u naszych stóp, przed budynkiem urzędu municypalnego, leżał plac Dżema el Fna. Otoczony ze wszystkich stron straganami tubylców i francuskiemi budynkami, plac przedstawiał barwne i podniecające widowisko. Tłumy białych postaci Berberów i Berberek, ciemno-granatowe burnusy koczowników z Sahary; osły, dźwigające na grzbietach kosze, pełne kolorowych pomidorów, różowych winogron, fioletowych fig, żółtych cytryn, czerwonych pomarańcz i granatów; jeźdźcy w zawojach, z trudem wstrzymujący gorące rumaki, czarni niewolnicy; wielbłądy — to zbiorowisko ludzi i zwierząt, ta wichura barw i odcieni — przykuwały do Dżema el Fna nasz wzrok i uwagę. Przed południem odbywa się tu targ, bo jest to główny rynek-bazar, gdzie przybywają z gór Berberowie ze swemi produktami i zwierzętami. Po południu jest tu... klub, publiczne miejsce rozrywek, najbardziej uczęszczana część miasta dla przechadzek.
Po południu tłum nie jest mniejszy, ale już nie widać tego ciągłego przelewania się potoków ludzkich w różnych kierunkach. Tłum staje się mniej ruchliwy, bo rozbija się na wielkie grupy, które kołem otaczają jakichś ludzi; nieraz godzinami się nie rozchodzą, patrząc i słuchając. W te godziny przybywają na plac
Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/347
Ta strona została skorygowana.