sił do leżenia bez ruchu, niby czarny, gładko odpolerowany kij.
— Naja!... — szepnął Berber, oczami wskazując na węża.
„Naja Naja“, jeden z najstraszliwszych wężów, słynny „Aspis“, otoczony mistycznym lękiem Greków i Rzymian, jest pokrewny okularnikowi z dżungli indyjskich. Wąż ten, być może, jest jedynym okazem, który nie waha się atakować człowieka lub zwierzęcia. Zadana straszliwemi zębami rana jest śmiertelna. Gdy w czasie pochodu karawany Naja ugryzie któregoś z przewodników, inni zaczynają natychmiast kopać mogiłę i przygotowywać potrzebne dla pogrzebu przedmioty.
Z tym wężem jest związana pewna legenda; opowiadają ją górale Suss, a znalazła ona pewne potwierdzenie w Europie katolickiej. W górach Suss przebywał przed wiekami święty Sidi Bel Abbas, uznawany obecnie za patrona Marrakesz’u, a także za patrona kupców, posiadających karawany handlowe, i za patrona rolników i ślepych. Bel Abbas był jedynym człowiekiem, umiejącym leczyć od jadu „nai“. Wysysał ranę i nakładał jakieś zioła, żądając od chorego, aby wygłosił frazes pochwalny na cześć Allaha i proroka Aissa ben Miriam.[1] W Marrakeszu można oglądać kaplicę tego świętego, a niektórzy teologowie katoliccy widzą w nim Św. Augustyna.
Poskramiacz wyjął jeszcze jednego węża, długiego na metr, a nie grubszego od małego palca ręki dorosłego mężczyzny. Tego węża wcale nie można było ujarzmić, gdyż mignął jak strzała i z nadzwyczajną szybkością zaczął podróżować po całym pokoju, wśliznął się do stojącego pod biurkiem kosza z papierami, a później dostał się do otwartej szuflady szafy i tu się zarył w starych, zakurzonych szpargałach. Arabowie nazywają tego węża — Zeurig, zoologiczna jego nazwa Psammophis Sibilans. Tubylcy obawiają się tych wężów nie
- ↑ Jezusa, syna Marji.