mniej niż jadowitej żmii i nai, chociaż Zeurig jest dla człowieka nieszkodliwy i przeraża tylko chyżością i drapieżną porywczością swoich ruchów. Jest to pantera śród wężów.
Przyjrzawszy się żmijom, mającym dość złowrogi i wstrętny wygląd, szczególnie zaś Wipera labetina, i zapłaciwszy ich właścicielowi za fatygę, pozwoliliśmy mu odejść, poczem z jednym z poddanych nam czausz’ów wyszliśmy na Dżema-el-Fna. Pan Delarue tymczasem miał zakończyć bieżącą robotę i później razem z nami jechać na oglądanie miejsc, zwykle niedostępnych dla podróżnika.
Plac przypominał w tej chwili miejsce pospolitych rozrywek ludowych. Białe burnusy w różnych jego miejscach tworzyły koła, otaczające artystów.
Najbliżej nas jeden z nich, mały, krępy człeczyna, o zupełnie łysej głowie i skośnych oczach, czyniących go podobnym do kałmuka, pokazywał sztukę dość ryzykowną. Trzymał w ręku okrągły kamień, gładził go i bez przerwy mówił coś, powodując wybuchy wesolego śmiechu. Nagle umilkł i w jednej chwili podrzucił kamień wysoko w powietrze, a gdy ten spadał, artysta podstawił swoją łysą głowę. Rozległo się głuche uderzenie i chrzęst łamanych kości lub rozpryskującego się kamienia. Okrzyk przerażenia wyrwał się kilku zawoalowanym kobietom, jakiś dzieciak przeraźliwie wrzasnął i zaczął płakać. Artysta zaś znowu coś mówił i głaskał swój kamień. Po chwili powtórzył swoją sztukę, ale my już uważniej przyglądaliśmy się artyście i wkrótce zrozumieliśmy jego machinację. Łysy żongler łapał spadający kamień rozwiniętemi mięśniami szyi, lecz robił to z taką szybkością, że wydawać się mogło, iż ciężar spada mu istotnie na czaszkę. Skąd jednak pochodził przerażający chrzęst, wywierający najsilniejsze wrażenie? Przeczekaliśmy jeszcze parę seansów i doszliśmy do przekonania, że artysta chrzęścił kamieniami, ukrytemi za pasem lub w spuszczonym z ramion burnusie. Gdy skończył przedstawienie i zebrał do
Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/350
Ta strona została skorygowana.