i potrącał ludzi, a ci cofali się, widząc jego niebieski burnus i krzywą „Kumia“-kindżał, noszony jako oznaka urzędowego stanowiska.
Nagle w oddali rozległy się bębny i flety, przeraźliwe krzyki i śpiewy.
— Co się tam dzieje? — zapytaliśmy naszego przewodnika.
— Zaklinacze wężów zaczynają wielkie przedstawienie — objaśnił.
Poszliśmy w kierunku odgłosów wrzawy.
Ogromny tłum otoczył już dwóch Berberów, zostawiając dla nich dużo wolnego miejsca. Zaklinacze siedzieli obok siebie na ziemi, trzymając przed sobą kosze, obwiązane płachtami. W jednym z nich poznaliśmy tego, który pokazywał nam węże w gabinecie pana Delarue. On też poznał nas, uśmiechnął się przyjaźnie i uczynił znak „salamu“. Obaj już gadali, krzyczeli i od czasu do czasu uderzali w bębenki lub grali na fletach.
Często powtarzali jeden i ten sam frazes.
— Mówią, że wkrótce przybędzie święty, któremu węże nawet nie mogą uczynić krzywdy, bo jest potężny i miły Allahowi! — objaśnił czausz z pogardliwym uśmiechem.
Tymczasem grajkowie wyciągnęli dwa węże i trzymając je za szyje, zaczęli biegać, przysuwając płaskie, złośliwe głowy wiper do twarzy widzów. Ci się gwałtownie cofali, depcząc po nogach, krzycząc i śmiejąc się.
— Pozdrowienie wiernym w imieniu Allaha! — rozległ się nagle głos potężny i dźwięczny. — Pozdrowienie w imieniu Sidi Bel Abbas’a, w imieniu Sidi Ben Sliman’a, w imieniu Sidi Abd el Aziz’a od Abdallah Ben Hosim ben Raszid’a!
Pomruk tłumu odpowiedział na te słowa. Gdy obejrzałem się, zobaczyłem jeźdźca na dobrym, szarym koniu. Biały burnus miał zarzucony na plecy. Grzywą gęstych, trochę kędzierzawych włosów igrał lekki wiatr,
Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/356
Ta strona została skorygowana.