Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/361

Ta strona została skorygowana.

gatunków. Tu dojrzeliśmy stadka kuropatw i przepiórek, a w innem znowu miejscu — kilka osłów i byków z siedzącemi na ich grzbietach białemi czaplami — „stróżami byków“. Z Aguedalu wyjechaliśmy poza mury Marrakeszu. Różowe, o ciepłej barwie, ciągną się te mury bez końca, przecinane bramami, uwieńczone koronami palm daktylowych i drzew owocowych. Mury od strony Aguedalu, Kasby i Dar el Mahzen’u są nienaruszone i stoją, potężne i groźne dla wojowniczych górali i zuchwałych jeźdźców, którzy zjawiali się przed miastem, wynurzając się z głębi pustyni. Od zachodu i częściowo południa kamienista, naga równina biegnie tu od grzbietu Atlasu, z innych stron zato, miasto otacza las palmowy.
Oaza Marrakeszu nie jest podobna do prawdziwych oaz południa Marokka i Algierji. Wydaje się, że sztucznie ją tu zasadzono, i że palmy, chociaż wysokie, lecz mające niebardzo rozłożyste korony i owoce gorszego gatunku, nie czują się tu w swym żywiole. Lecz mimo to oaza jest piękna i las pieści i cieszy wzrok malowniczością swych zakątków, dróg i ścieżek, wijących się śród palm, różowych murów, oznaczających granice prywatnych posiadłości, strumyków i wreszcie rzeki Tensift, płynącej kamienistem łożyskiem. Objeżdżając Marrakesz wewnątrz i zewnątrz, widzi się różnicę, istniejącą pomiędzy południową stolicą, a północną — Fezem. Tam, w mieście Idrissa, siedzibie surowej nauki, fanatycznej wiary i rozkoszy, przyodzianej w mistykę i tajemnicę, — ludność wtłoczono w obręb murów, wąskich uliczek i małych placyków, ukrytych śród świątyń, ponurych „dar“, domów kupieckich i barłogów nędzarzy. Tu, ten sam labirynt wąskich „suk“, lecz place są szersze, więcej ogrodów, nie ukrytych przed oczyma, duże przestrzenie, wolne od zabudowań, gdzie mogą się gromadzić ludzie; bardziej dostępne dla objęcia ich wzrokiem meczety i medersa, a pozatem, przez niewidzialne szczeliny w murach, życie przesączyło się już poza nie do Gheliz, do wioski negrów, do lasu palm