Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/364

Ta strona została skorygowana.

Na południu Marokka kowalami są tubylcy, koczujący w Saharze lub na jej pograniczu; ludzie pogardzani, parjasi „Hartani“. Z kowalem Berberzy nie usiądą do wspólnej uczty; szlachetny Berber lub Arab nawet bić się z kowalem nie może, nie ubliżywszy honorowi i tradycjom rodu.
Gdy Berber chce kogoś obrazić i poniżyć, mówi:
— Heddad ben Heddad! — Kowal, syn kowala!
Mężczyźni z tych czarnych namiotów, rozrzuconych po całej oazie w Marrakeszu, trudnili się rzemiosłem kowalskiem, znachorstwem i czarami, — a raczej zaklęciami koni od choroby.
Kobiety wróżyły za bobu i fusów kawy, wykrzykując na rynkach i po kawiarniach:
— El gezzana! El gezzana!
Lecz tem trudniły się tylko stare, rozczochrane, brudne, bose wiedźmy w łachmanach, z naszyjnikami i pasami z amuletów.
Młode zaś siedzą w cieniu palm, wzdychają, nucą ponure pieśni pustyni i oczekują...
Czego i kogo?
Oczekują godziny przeznaczenia, co ma podać im czarę miłosnej rozkoszy, co pozwoli im porzucić na zawsze brudny, czarny namiot, dymiące ognisko i nędzę.
Oczekują kogoś, kto zawsze się znajdzie, oceni i zrozumie piękność nagich ramion i piersi, żar źrenic i nieustanny płomień żądzy, trawiącej te wiotkie, kształtne ciała z bronzu. Żadna z młodych, pięknych cór koczujących, pogardzanych „Heddad“ i „Hartani“ nie powróciła stąd do piasków pustyni. Marrakesz posiada setki bogaczy i książąt, którzy pragną rozkoszy, rozrywki i miłości. Tu mężczyźni poszukują kobiet, których piękność i namiętność zniewala do szaleństwa i rzucania pieniędzy bez rachuby i namysłu.
Palmy, czarne namioty, wiedźmy gezzana i wypieszczone, wybujałe na gorejącem słońcu, śród piasków pustyni, w obliczu drgającej fata-morgana dzikie, pło-