łem nareszcie ciemną sylwetkę na szczycie nagiej, szarej góry. Był to wilk. Stał z zadartą głową i, naprężając szyję, wył... wył beznadziejnie, rozpaczliwie, ponuro...
— To jest pawilon pałacowy, mały, lecz artystyczny... — mówi p. Delarue.
Wrażenia pierzchają...
Pawilonik nieduży, dwupiętrowy, z wąskiemi drewnianemi schodkami, niby wyciętemi w grubych murach; cedrowe, wonne pułapy rzeźbione; kolorowe szkła w oknach i duży taras nad tragicznie spokojnem jeziorem.
Schodzimy na dół i śród szmaragdowo-zielonych drzew granatowych ze złocistemi owocami, spostrzegamy dwa ciemne cyprysy. Jeszcze głębiej zapada do serca smutek.
— Co się tu stało? Kto tu wlókł życie smutne i samotne? Kto tu marzył, cierpiał, kochał, lub nienawidził?
Takie pytania jak błyskawice przeszywały mi mózg...
Niejasne, niewystarczające odpowiedzi daje literatura. Nic się z niej dowiedzieć i wyczuć nie można.
Istniała Menara już w XVII-ym wieku, a pawilon zbudowano w XIX-ym na rozkaz sułtana Mulej Abd-Er-Rahmana... To — wszystko!
Lecz XVII-ty wiek?... To wiek szalonego Mulej Izmaila?... O, miły, natchniony Ali Ben Hassan, mój przypadkowy przyjacielu! Nie wiem, może fantazja twoja zrodziła to, coś nam opowiadał, lecz piękna to była — bajka!
„Nikt nie zna prawdy o Menara i o tym smutnym białym „dar“[1], a tymczasem, śród zawiedzionych i porzuconych kobiet istnieje gadka... Wielki Wezyr straszliwego Mulej Izmaila przywiózł mu z Francji podarunki od potężnego króla Ludwika i jeszcze coś, co było droższe i piękniejsze od wszystkiego. Był to portret
- ↑ Dar — dom.