Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/376

Ta strona została skorygowana.

Głęboko zakorzeniony kult Proroka, podobny do wżerających się w ciało kajdan, wywierał i tu swój wpływ. Ciągle wyrywały się krzyki:
— Bismillah! Allah Akbar! Allah El Muhyi!
Czy chcieli ci ludzie nadać swemu nałogowi cechy mistyki religijnej, czy myśleli, iż to Allah dał im możność na chwilę zajrzeć do raju z jego „hurysami“? Bo były też i „hurysy“ na tem podwórku samobójczego nałogu, obłędu i ponurej mistyki!
Kilka kobiet, pijanych od odurzającego dymu, nędznych, ukazujących nagie ramiona i piersi z poza brudnych, barwnych łachmanów, uwijało się wszędzie, podając fajki, pudełka, lub woreczki z kif’em, wodę w mosiężnych dzbankach, suche daktyle i rodzynki, herbatę z miętą i kawę, czarną jak atrament.
Wyciągały się ku nim ręce obłąkańców i dotykały nagich ciał; niosły się ku nim szepty namiętne, zrywające się ze sztywnych, suchych ust:
— Aziza! Umiłowana! Amellal Ghezal! Biała Gazella! Mazuz Dalia! Miła Winnica! Asel el Tessaut! Miód Pragnienia!...
Kobiety się pochylały nad palaczami, coś szeptały do nich, wlewały im do ust kilka kropel wody, nacierały skronie pachnącym olejkiem i nową fajkę podawały, sącząc do ich żył truciznę.
— Asel el Tessaut!...
Pośrodku podwórka dwie dziewczyny, wywijając nagiemi rękoma, tańczyły lubieżny taniec, lubieżny tylko w ruchach i pozach, bo twarze pozostawały znużone, nieruchome i bez blasku czarne, zgasłe oczy niewolnic. Gdy wyszliśmy z palarni, odurzeni dymem kif’u, znowu zanurzyliśmy się w ciemnościach wąskich uliczek Medina. Na małym placyku przecięły nam drogę dwie postacie. Dojrzeliśmy nóż w ręku jednego tubylca, który ścigał innego, mknącego, jak jeleń. Pościg odbywał się w złowrogiem milczeniu.