daje wielbłądom możność spełniania ich obowiązków społecznych, ale jeszcze dwie lub trzy linje trans-afrykańskie i „okręty pustyni“ wkrótce zamienią się w befsztyki i kiełbasy w jadłodajniach tubylczych, w „babusze“, czyli pantofle, siodła i wory do noszenia wody lub przewożenia daktyli.
Równinę tę przecina kilka rzek, naturalnie czasem ledwie dostrzegalnych, ale zawsze z zaroślami różanecznika (rododendronów), oleandrów i tamaryndów. Wkrótce pociąg porzuca równinę i wspina się na zbocza dość pofałdowanej pagórkami krainy, gdzie szybko znikają ślady rolnictwa. Natomiast zjawiają się pastwiska, a więc tak samo, jak niegdyś widziałem to w Azji, ciągną tu koczowiska nomadów ze stadami kóz i owiec. W kilku miejscach spostrzegamy duże, czarne namioty w żółte lub białe pasy, a w nich kobiety o twarzach odsłoniętych, w granatowych szatach, zresztą nader lekkich, ale zato obwieszonych ciężkiemi, z miedzi i srebra zrobionemi klejnotami, godnemi barbarzyńców.
Siedzący w naszym przedziale pomocnik prefekta z Bel-Abbes, który otrzymał z Oranu odpis telegramu Ministerstwa paryskiego o naszej podróży, objaśnia nam, że są to koczownicy arabscy z Sahary, którzy zapuszczają się na północ w poszukiwaniu pastwisk dla swej trzody i za zarobkiem w postaci wróżbiarstwa, leczenia, kucia i kradzieży koni, znachorstwa, a nawet wykonywania niektórych rytualnych obrządków muzułmańskich.
Większą stacją jest wspomniany już Sidi Bel Abbes, francuska osada, rosnąca z nadzwyczajną szybkością, dzięki wspaniałemu rozwojowi rolnictwa w całej okolicy, przeciętej rzeką Mekkera. Malownicze miasteczko, tonące w sadach owocowych, posiada kilka ładnych budynków i koszary jednego pułku Legji Cudzoziemskiej, w której służy też sporo Polaków, a najwięcej Niemców. Jak okiem sięgnąć, doliną rzeki ciągną się plantacje kolonistów, przeważnie, zdaje się, Hiszpanów, którzy, jak zapewniali mnie Francuzi, już
Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/38
Ta strona została skorygowana.