Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/387

Ta strona została skorygowana.

gdyż zamienia się w niezastąpiony niczem materjał do fabrykacji mydła, świec stearynowych, lub smarów...
Łatwo zrozumieć, że po tak sutej uczcie, jaką uraczył nas gościnny Si Mohammed ben Czokrun, nie bardzo byliśmy skłonni do chodzenia, a więc, zwiedziwszy naprędce piękny ogród, a raczej las drzew owocowych i palm daktylowych, z fruwającemi wśród nich dzikiemi gołębiami i drozdami, z przyjemnością przyjęliśmy zaproszenie gospodarza, aby wypocząć w półciemnych, pachnących żywicą cyprysową i pełnych lekkich przewiewów komnatach domu.
Szczęśliwa Zochna dostała zaproszenie na zwiedzenie haremu. Pożegnała więc nas i odeszła wraz z jedną z pań i uprzejmym gospodarzem. My zaś wyciągnęliśmy się na miękkich posłaniach, paliliśmy i rozmawiali bardzo leniwym, przyciszonym głosem.
Zdrzemnąłem się na chwilkę, lecz obudziły mnie dźwięki skrzypiec. Nie mogłem wątpić, że to moja żona gra, poznałem ją po technice, lecz odzywały się tylko wie struny. Widocznie zagrała na skrzypcach arabskich.
Poznałem motywy, zapisanych przez żonę w Hiszpanji pieśni andaluzyjskich i cygańskich, a później — melodje, słyszane przez nią w Tlemsenie. Wtórowały tym dźwiękom okrzyki zachwytu, klaskanie w dłonie i głosy kobiece. Zasnąłem nanowo i spałem dobrą godzinę, co doskonale mi zrobiło po baraninie z fasolą i tykwą, tłustym kus-kus i innych smacznych, lecz bardzo posilnych potrawach.
A Zochna wciąż grała. Nie mówiąc po arabsku, rozmawiała głosem dwóch strun maurytańskich skrzypiec.
Gdy powróciła, zaczęliśmy żegnać p. Si Mohammeda ben Czokruna, jego syna i kuzynów i wkrótce powróciliśmy do hotelu.
Zochna natychmiast usiadła przy biurku i zaczęła pod świeżem wrażeniem coś pisać w swym dzienniku.
Opisywała harem i jego mieszkanki.