i sympatję i zaczęła mi opowiadać o swojem młodem, a bardzo niepowszedniem życiu...
„Dopiero po pół godzinie ukazały się damy haremowe. Wchodziły jednak każda oddzielnie, z małemi przerwami, widocznie, dla wywołania efektu. Było ich coś ze sześć: dwie żony, trzy córki, i młoda synowa Mohammed ben Czokruna, żona młodszego syna gospodarza. — Ogromnie się wystroiły, wybieliły i uróżowały. Każda też miała „Koholem“[1] podkrążone i wydłużone oczy, tatuowane znaczki na policzkach, brodzie i między brwiami i uhennowane włosy i ręce. — Biżuterja również — pierwsza klasa! Razem wziąwszy, ważyła zapewne około pięciu kilogramów. Ogromne łańcuchy złote, po kilka bransolet na każdej ręce i nodze, olbrzymie medaljony-talizmany, tak zwane „main de Fathma“, a w uszach kolce, wysadzane rubinami, szmaragdami, szafirami, lub przepięknemi granatami; na czołach zaś, opaski — również masywne, złote z wisiorami; włosy przeważnie gęste i, z powodu uhennowania, pomarańczowe, miały zaplecione w drobniutkie warkoczyki.
„Gdym się przyglądała damom z bliska, zauważyłam, że mają po kilka szat na sobie. To mnie zaciekawiło i z pomocą pani Ducore dowiedziałem się, że w bogatych domach kobiety wdziewają aż do siedmiu sukien naraz. Nieszczęśliwi mężowie, posiadający po cztery żony! Z pewnością mają bardzo złe humory, kiedy muszą naraz 28 nowych sukien sprawić — a czasem jeszcze i na zmianę, więc po 56. — Czyż to nie lepiej w Europie, zwłaszcza teraz, kiedy z jednego metra jedwabiu elegancka kobieta może sobie uszyć śliczną sukienkę... po kolana? Co prawda, w tym gorącym klimacie, to jednak musi być przykro, tyle szat mieć na sobie? —
„Tymczasem haremowe damy potroszę zaczęły się oswajać z nami. — Niewiele dotychczas widziały Europejek, nie mogą ukryć wielkiej ciekawości i chęci
- ↑ W Marokku nazywają go — hedta.