Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/393

Ta strona została skorygowana.

poduszce i zaczął wykonywać jakąś przeciągłą, jękliwą, fałszywą, a naładowaną trelami, fioryturami i gruppetami melodję — co najgorsza, niezmiernie przewlekłą.
„Kilkakrotnie zauważyłam jego tęskne i rozmarzone spojrzenia, zwrócone ku młodej żonie swego ojca, tej właśnie pięknej, a okrutnej pani o rusałczanych, podłużnych oczach. Widziałam też, że i jej jakoś dziwnie oczy błyszczą i że przybrała bardzo ponętną pozę, z czem było jej rzeczywiście prześlicznie.
„Pomyślałam więc sobie, że snuje się tu może jakiś poważniejszy dramat, coś w rodzaju „Mazepy“ Słowackiego, i że młodzieniec, budzący obawy w ojcu „obojętnością na wdzięki kobiece“, może jeszcze innych, zupełnie niespodziewanych kłopotów mu przysporzyć. Zresztą — może mi się tak tylko zdawało? Mam bujną wyobraźnię, a atmosfera haremu budzi fantazję.
„Pani Ducore, wiedząc, iż jestem artystką, uprosiła mnie, żebym cokolwiek zagrała, więc kiedy wreszcie młodzieniec przestał już skrzypieć i piszczeć, poprosiłam go o skrzypce, ku wielkiemu zdumieniu audytorjum, nastroiłam o całą kwintę wyżej i, choć z początku z wielką trudnością, bo to i smyczek krzywy i instrument kiepski, i tylko dwie struny, — zaczęłam improwizować jakieś wschodnie melodje, gdyż żadne inne nie sprawiłyby tu przyjemności. Wrażenie było ogromne i najwidoczniej odjęło im mowę: wpatrywano się we mnie, jak gdybym była duchem z innego świata, lub tajemniczym „dżinnem.“
„Jedna z kobiet poczęła mi macać ręce i nogi, ale najwięcej zdumiony był „kolega“-muzyk. Dziwił się wszystkiemu: i niezwykłej, dziwacznej dla niego pozie, i szybkim ruchom palców, i czystym dźwiękom, a kiedy jeszcze powtórzyłam graną przez niego melodję, tylko nieco uszlachetnioną i sharmonizowaną (o ile na to pozwoliły dwie struny) wzruszył się nagle, uścisnął mi ręce i zaczął prosić, abym mu dała pewne wskazówki, co też obiecałam zrobić i zaraz, nazajutrz, kazałam mu przyjść do hotelu.