Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/394

Ta strona została skorygowana.

„Teraz już nas nie chciano wypuścić z haremu. — Musiałam grać bez końca. — Jedna z dziewczynek zaczęła jakiś taniec; wcale nieźle jej to poszło. Zauważyłam ogromne wyczucie rytmu i dużo poezji w ruchach, zwłaszcza rąk i ramion. Wszystkie „damy skupiły“ się teraz koło nas, gładziły nas po włosach i twarzach, co było mniej przyjemne, ale zdradzało wielką sympatję. Podano herbatę z miętą i mnóstwo słodyczy tradycyjnych. A ja wciąż grałam i grałam, — kiedy na chwilę przestawałam, klaskano zawzięcie w dłonie, a później robił się gwałt i protest; wówczas przypomniała mi się bajka o skrzypku, który wracał z wesela przez las i wpadł do wilczej jamy, a kiedy ze strachu poczuł duszę na ramieniu i oczekiwał straszliwej śmierci przez pożarcie, przyszło mu nagle na myśl, żeby zagrać na skrzypeczkach, i w ten sposób ocalił sobie życie. Wilki otoczyły go kołem i słuchały, słuchały... a on grał i grał...
„Moje damy haremowe były również podobne do wilcząt, tylko że ja nie miałam strachu w sercu, gdyż moje wilczęta polubiły mnie. — Wkrótce też rozległy się głosy naszych panów, i jedna z czarnych niewolnic przyszła nas zawiadomić, że powozy czekają i panowie proszą o powrót.
„Z wielkim żalem i smutkiem pożegnały nas arabskie damy, ręce nasze przyciskały sobie do serca i coś bardzo rzewnego i przyjemnego mówiły.
„Żal mi ich, żal mi tego młodego życia w klatce, ale ma to swój urok, jednak, ma! Naturalnie, gdy się tylko patrzy na to“...
Tegoż dnia musieliśmy być na drugim proszonym obiedzie. Miał się odbyć o 7-ej wieczór i, Francuzi, zaproszeni razem z nami, zapewnili nas, że obiad potrwa krotko, że najpóźniej o 9-ej powrócimy już do hotelu i będziemy mogli odpocząć nareszcie po tak „pracowitym“ dniu.
Zaproszenie na obiad otrzymaliśmy od dwóch notablów miejscowych — Si Mohammed ben Abdesse-