Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/397

Ta strona została skorygowana.

Daktyle, granaty, wino, oliwki, należałyby nie do was, lecz do waszych domowników, sług, niewolników i żebraków ulicznych. Żony wasze stałyby się żonami akrobatów z Dżema el Fna, wyrobników z Suk, mego szofera, lub tego czarnego niewolnika, który z latarnią wprowadził nas do waszego pięknego domu, gdzie pracowali dla potomków swoich wasi przodkowie...
— Niech Allah nas broni — zawołali starcy i zaczęli coś szeptać do siebie, naradzając się z tłumaczem.
Długo potem trwała jeszcze rozmowa i dopiero po jedenastej zaczęliśmy żegnać notablów. Ściskając mi ręce i później dotykając palcami swoich ust, mówili do mnie:
— Enta mezid u kalbek khallit! — Odchodząc, zostawiasz po sobie zasmucone serca!
Nazajutrz rano, niewolnik przyniósł mi do hotelu dwa listy, a raczej bardzo pochlebną dla mnie ocenę mego rozumu, wiedzy itd,. podpisane przez obydwóch starców, którzy, widocznie, mieli jakieś przychylne dla Sowietów wiadomości, lecz nie słyszeli jeszcze o nich całej prawdy.