wysoką opłatę od kupców, a nawet Sułtanów, a jeżeli dopuszczali grabieży, to tylko swoim ludziom i wyłącznie dla siebie samych.
Nawykli do wolnego zawodu wojowniczych bandytów, włóczący się ciągle poza domem, Suss’owie zmuszeni byli osiąść i zająć się rolą. Nie leżało to jednak w ich krwi. Skarby przodków, mimo planów marabut’ów, jakoś nie dawały im się w ręce, towary kupców szły na wielkich drogach karawanowych pod ochroną straszliwych i potężnych „władców gór“ — była to prawdziwa tragedja. Nędza i głód zajrzały do osad Suss’ów, bo roli mieli mało, karczować lasów nie chcieli, ciężka praca w górach nie pociągała rozbójników. Wtedy rozpoczęła się tragiczna karta w dziejach tego szczepu.
Mężczyzni zaczęli emigrować. Kto nie zna po miastach Marokka „bakkal sussi“, tych handlarzy różnemi bakaljami, korzeniami aromatycznemi, ziółkami, używanemi po części dla kuchni, po części dla magji? Inni znowu, szczególnie ci, co należą do bractwa religijnego, uznającego wielkiego marabut’a Mussa es-Semlali, włóczą się po całem Marokku i Algierji, jako akrobaci i sztukmistrze. Górale Suss często łączą się w wielkie organizacje i emigrują w charakterze robotników do Europy, a nawet do Ameryki, gdzie bardzo łatwo przyjmują zewnętrzną kulturę. Nie porzucają jednak Islamu i ciułają grosz po groszu, aby powrócić do swoich gór, gdzie żyli ich wojowniczy przodkowie, gdzie się przechowują tajemnicze tabliczki z planami ukrytych skarbów, a gdzie pozostał największy ze skarbów — najpiękniejsze kobiety Marokka. Widziałem je, wiotkie, śmiałe i dumne, o pięknie wykrojonych ustach i pałających oczach. Przypomniały mi góralki Kaukazu, płomienno-okie orlice Imeretji i Gruzji.
Nic więc dziwnego, że zdobycie takiej kobiety stało się marzeniem bogaczy z Fezu i Marrakeszu, a dziewczyny z Suss, porwane lub kupione, nieraz dochodzą
Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/409
Ta strona została skorygowana.