się w drzewo, lub padały na piasek, rozłupawszy cel na dwoje.
Podczas gdy widzowie tłoczyli się, aby rzucić mu kilka monet do koszyka, Er-Rebia, skradając się, podchodził, do przyglądających się widowisku zawoalowanych kobiet i, zaglądając każdej w oczy, szeptał:
— Czy nie Aksa ci na imię?
Nie czekając na odpowiedź, skradał się do innej i szeptał:
— Czy nie jesteś z ziemi Suss i czy nie Ader Er Rabia miał cię za żonę?
Kobiety się śmiały, śmiał się tłum, a obłąkany góral ściskał sobie skronie chudemi dłońmi i krzyczał rozpaczliwie:
— Znowu nie znalazłem jej! Gdzie, gdzie jesteś, promieniu i rozkoszy moich oczu? Gdzie jesteś, Aksa, dumo i radości nieszczęśliwego Er Rebia?!
Tłum śmiał się coraz głośniej, a jeden z widzów — otyły kupiec Arab, szarpnął górala za burnus i spytał:
— Kogo szukasz, przyjacielu?
— Żony mojej, pięknej Aksa, którą mi porwali przed dziesięciu laty, gdym wyruszył po skarby ukryte w Mamora!...
— Tak dawno? — zaśmiał się kupiec. — Aksa już zdążyła się zestarzeć! Poco ci ona? Lepiej poszukaj młodej dziewczyny, tu śród naszych kobiet!
Tłum wybuchnął śmiechem. Posypały się żarty i dowcipy. Er Rebia milczał i słuchał, a gdy się trochę uciszyło, rzekł poważnym głosem:
— Nie chcę waszych kobiet! Są one niewolnice, płochliwe, pokorne i bezmyślne. Są podobne do kwiatów, więdnących w płomieniach słońca, bo mdleją i słabną, marząc o miłości...
— A wasze z gór to niby lepsze? — rzucił pytanie któryś z widzów.
— Kobiety z Suss — to możne panie, królewskie córy! Gdy na kogo padnie ich wzrok, — tego serce
Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/411
Ta strona została skorygowana.