Miasteczko berberyjsko-żydowskie, stłoczone, lecz czyste. W wąskich suk’ach oglądaliśmy wyroby miejscowe: stoliki, stołki, szkatuły i kuferki z tui, inkrustowanej hebanem, cytrynowem drzewem, mahoniem, perłową masą, kością; barwne kobierce z najlepszej wełny, dostarczane tu przez Berberów, mających swoje wioski pomiędzy Marrakeszem a Mogadorem, majolikowe naczynia z ziemi Haha i Safi.
W miasteczku niema nic ciekawego, nie wyłączając opuszczonego pałacu sułtańskiego i starej fortecy.
Dokoła Mogadoru wdzieliśmy lasy z „Argania sederoxylon“, dostarczającej twardego, żółtego drzewa, liści na pokarm dla bydła i orzechów, zjadanych chętnie przez krowy i wielbłądy, a jednocześnie używanych do wyciskania z nich oleju. W lasach tych są także czasami zarośla tui, czyli „arar“, których drzewa używają stolarze i fabrykanci sandaraku — smoły, poszukiwanej do fabrykacji lakierów.
Wyjeżdżamy z Mogador po śniadaniu. Mamy jeszcze przed sobą około 162 kilometrów w dniu dzisiejszym.
Upał dokucza nam. Przecinamy północną, dość urodzajną część obszarów, należących do szczepu Cziadma. Gdy wjeżdżamy nareszcie na główną drogę, zrywa się nagle zimny wiatr i zaczyna padać przerażająco ulewny deszcz. Całe potoki wody leją się z chmur. Szaro-żółte, przysypane kurzem i piaskiem drzewa owocowe, odrazu zaczynają połyskiwać świeżą zielonością, z żółtej trawy wychylają się kielichy kwiatów. Lecz ulewa trwa zaledwie kilkanaście minut i — staje się cud! Olbrzymie kałuże i potoki wody odrazu wsiąkają w porowatą ziemię, z poza chmur wygląda słońce i wszystko wysycha w jednej chwili, tylko liście drzew jeszcze lśnią się i barwnemi plamami stroją ziemię kwiaty jaskrawe.
Widzimy wszędzie pola, gaje, wsie i bogate kubby. Na pewnej odległości od drogi bieleje kilka „zauja“. Okolice Safi i Mogadoru słyną z wielkiej ilości bractw religijnych i różnych sekt. Mają tu swoje „zauja“ ta-
Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/420
Ta strona została skorygowana.