Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/424

Ta strona została skorygowana.

Nic mnie to nie obchodzi!
Znam innego Le-Glay’a, znam go oddawna, od chwili, gdy zacząłem planować swoją podróż do Afryki Północnej.
Jest to Le-Glay-autor! Autor, zrozumiały dla mnie w każdym calu, bo pokrewny mi myślą i wrażliwością na romantyzm ziemi, na ukrytą tragedję ludzką...
Czytałem kilka jego książek, malujących życie Berberów. Wspaniałe, błyskotliwe utwory, a głębokie, jak najdroższe rubiny czystej wody.
Znam francuską literaturę o Mahrebie i mam o niej swój sąd.
Francuscy pisarze ukochali ten tajemniczy i czarujący kraj, a wśród tych zakochanych na pierwszem miejscu stoją bracia Tharaud i Le-Glay.
Tharaud — to malarze, posiadający olbrzymią, wspaniałą, niewyczerpaną paletę. Talent pozwala im kilku dotknięciami pendzla namalować wszystko, co chcą. Cudne kobierce kwieciste płaszczyzn marokańskich, połysk śniegów Atlasu, zacisze cedrowych lasów, tajemniczy zmrok pałacu Ba Ahmed, melancholję grobowców i szalony zgiełk Dżema El Fna.
Le-Glay — to muzyk. Jego nowele marokańskie, to ciche drgania skrzypiec o porze nocnej, gdy wszystko dokoła śpi, a smutek niewidzialny lekką ręką dotyka strun...
Dusza niezliczonych plemion berberyjskich, ich dawna wspaniałość, ich niewyraźne dążenia, ich „umarłe życie“ i jakiś odwieczny smętek, zamknęły w sobie i odtworzyły książki Le-Glay’a.
— L’empereur des Berbères! — mówią w Marokku o tym człowieku.
Berberowie istotnie otaczają go głęboką czcią i miłością.
Pewno! Bo te dzieci pustyni, gór i słońca czują, że każdy odruch ich dusz i serc zrozumie sercem poety i artysty wielkiej miary — surowy napozór administra-