Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/433

Ta strona została skorygowana.

Dawano mu pieniądze, które przyjmował z drwinami.
Rzuciłem mu franka, oczekując od niego dowcipu, po którym tłum niezawodnie ryknie śmiechem, lecz błazen ukłonił się grzecznie i mrużąc oczy, rzekł dobrą francuszczyzną:
— Jestem wdzięczny bezgranicznie szlachetnym cudzoziemcom!
Przez tłum jął się przeciskać w tej chwili, depcąc po nogach, karzełek-kretyn, trzymając w ręku duży kawał cukru. Coś wykrzykiwał, sepleniąc i bryzgając śliną, i parł naprzód, wyciągając cukier w stronę błazna. Ten wziął cukier, obgryzł swemi wilczemi zębami kawał, i nagle udał, że się struł. Dostał drgawek, oczy stanęły mu w słup, a później zaczęły się kręcić i zezować.
Przerażony idjota zaczął płakać, całować wszystkich po rękach i błagać, aby go nie aresztowano, bo cukier otrzymał od kupca Ben Mehara i sam jadł go bez szkody dla zdrowia.
Popychano go i bito, lecz on przeciskał się do błazna, aby ucałować mu rękę i prosić o przebaczenie.
Nagle Draa przestał udawać i zaczął się śmiać z kretyna. Ten odrazu wpadł we wściekłość, miotał się, i żądał zwrotu cukru. Śmiechy i ryk wzmagały się. Poszliśmy dalej...
W pobliżu odbywała się walka na pałasze, właściwie na długie kije. Mistrz, którego pomocnicy całowali po rękach, pokazał szereg złożeń i ciosów, bardzo zręcznie władając swoją „szablą“.
Z tłumu wyszedł zapaśnik. Byliśmy świadkami bardzo malowniczej walki, pełnej szybkich zwrotów, skoków, nieuchwytnych ciosów, przerzucania szabli z jednej dłoni do drugiej, energicznego napadu i artystycznej obrony. Widocznie sztuka władania białą bronią, z której słynęli Maurowie andaluzyjscy na wszystkich turniejach w Europie, nie została doszczętnie zapomniana.