Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/449

Ta strona została skorygowana.

Długo jeszcze będą się wykuwały i hartowały charaktery potężne i wytrwałe w tej szkole energji, gdzie nikt nie pyta o pochodzenie, o przyszłość i zamiary, gdzie sądzą o nowym człowieku według czynów jego.
Tacy ludzie są najlepszymi rzecznikami cywilizacji zachodniej i pociągają ku niej coraz większe zastępy tubylców.
W tem środowisku jest to najlepsza droga do porozumienia, do współpracy, z której mogą i powinny wyniknąć inne stosunki, jeżeli nie mają prowadzić tylko do jednostronnej wygody.
Środowisko zaś jest bardzo trudne do poznania i opanowania.
Jeden z francuskich urzędników w Kabylji[1] opowiadał mi o kłopotach administrowania, bo jednocześnie powinno się pamiętać o prawie francuskiem, o przepisach Koranu, o tradycjach Hadith, o prawie obyczajowem, a pozatem jeszcze o tak zwanych „Kanun“ czyli niepisanem prawie lokalnem, a bardzo się różniącem w poszczególnych miejscowościach, częstokroć obok siebie położonych.

O ileż jednak bardziej złożone, zawiłe jest życie Marokka muzułmańskiego, lub izraelickiego! Z tych niezliczonych „Medina“ i „mellah“, ze wsi, z koczujących duar’ów, z meczetów, medersa i zauja; z oddzielnych klanów, cechów, bractw, sekt, rodów andaluzyjskich, berberyjskich, arabskich, izraelickich, z duar’ów, notablów, z domów marabut’ów, z namiotów wędrownych proroków i świętych, na przybysza czyha cała armja obyczajów, specjalnych przepisów, przesądów, nakazów i przekonań. Wszystko to może od jednego nieoględnego kroku otoczyć cudzoziemca groźną chmurą niezadowolenia i nieprzyjaźni. Cała ta plejada, nieraz nieuchwytnych psychologicznych i obyczajowych czynników, jest ujęta w ramy przez kierujący wszystkiem Islam, a stąd wypływają nowe trudności, gdyż Islam

  1. Kabylja stanowi północną część algieryjskiej kolonji francuskiej.