Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/473

Ta strona została skorygowana.

Anabasis — to już „kwiat“ Sahary. Ona zaś coraz bardziej wchodzi w swe prawo, donosi tu wirujący w powietrzu piasek, układa z niego tu i owdzie wysokie kurhany. Miljardy krzemionkowych pocisków, przenoszonych przez południowy i południowo-wschodni wiatr, uderzają w góry i niszczą je coraz bardziej. Ciągną się szeregi skał, podobnych do walących się ruin starożytnych, nieskończenie długich murów i baszt nieznanych i zanikłych już grodów. Grasują tu wśród rumowisk i potwornych anabasis’ów szakale, feneki, (Canis Zerda) i gnieżdżą się jadowite węże, wszystkich znanych w tych szerokościach gatunków.
Fenek podobny jest do małego lisa, lecz posiada duże i szerokie uszy, pokryte wewnątrz długiemi, białemi włosami. Jest to nader szybkie, energiczne i czujne zwierzątko. Arabowie twierdzą, że feneki wdrapują się na drzewa. Myślę, że takie zdanie o fenekach objaśnić można pewnemi cechami ich charakteru, przypominającemi kotki. Tak, jak one, feneki długo bawią się swoją zdobyczą i lubią czystość.
Przejechaliśmy jedną wiperę, która bezczelnie spała sobie wprost na drodze, licząc widocznie na to, że tubylcy w zabobonnym strachu ominą ją, a tu nagle zjawiły się samochody, nieczułe na jej jadowite kły. Pomiędzy grzbietami Maiz i Smir, niedaleko od rzeki Tisserfin, spotykamy dość obfite źródło wody. Dokoła zgrupowały się palmy daktylowe i inne drzewa i krzaki; w ich gąszczu kryje się stadko „angielskich“ kuropatw i mnóstwo szpaków. Gdzieś w pobliżu szczeka pies i ryczy osieł. Pewno, gdzieś się zaczaił obóz nomadów, za gęstemi krzakami i drzewami nie widzimy jednak ludzi.
Mijamy tę oazę, pieszczącą wzrok zielonością i tętnem życia, wyczuwanego każdym nerwem, i — znowu otacza nas pustynia. Dokoła piętrzą się nagie, barwne góry, ławice i pagórki piasku, drobne, kamienne osypiska i obrzydliwe „kalafjory-anabasis“, tchnące chorobą i śmiercią. Każde ździebełko trawy, każdy