i pracują razem, giną nawet razem, gdy się zawali podziemna nora lub obsuną się podryte skały. Jednak dawna niechęć wzajemna nie wygasła jeszcze do szczętu. Jeszcze można znaleźć rodziny, które nie łączą się związkami małżeńskiemi z mieszkańcami tuż obok położonych ksur’ów, a są nawet tacy zawzięci ludzie, którzy nigdy nie przekroczyli granic sąsiednich wiosek. Lecz tu już działa tradycja!
Wybrańcy wszystkich wiosek spotykają się w miejscu neutralnem, na lokalnej „agora“[1], w gmachu rady. Jest to kwadratowy biały budynek z dziedzińcem, otoczonym galerją, gdzie się odbywają posiedzenia radnych Figuigu. Z powodu panującego tradycyjnego antagonizmu Rada ta nie może obierać sobie przewodniczącego, więc delegaci obchodzą się bez kierownika. Hałas, zgiełk, piekło trwają bardzo długo, aż wreszcie radni dochodzą w jakiś tajemniczy sposób do porozumienia i pewnej decyzji.
Pułkownik Pariel opowiedział nam o pewnym bardzo zabawnym i charakterystycznym wypadku.
Kierować tą osadą jest rzeczą niełatwą, ponieważ pomimo setek lokalnych praw — „kanunów“, mamy tu do czynienia z anarchiczną komuną. Z biegiem czasu ekonomiczne interesy mieszkańców wytworzyły z siedmiu jej części tylko cztery partje. Otóż po zatwierdzeniu przez Radę jakiejś rezolucji, czterech przedstawicieli zjawia się u mnie i oznajmia o wyniku posiedzenia. Przez nich też przesyłam Radzie moje żądania, przepisy rządu, moją zgodę lub mój protest.
— Pewnego razu otrzymałem z Rabatu papier, ustalający nowy podatek, zwołałem więc Radę i prosiłem, aby przysłano kogoś po odpis dostarczonego mi przez rząd dokumentu.
— Zjawiło się czterech posłów, — po jednym z każdej partji.
— Oznajmiwszy im treść dokumentu, chciałem oddać go jednemu z posłów, aby wręczył go Radzie.
- ↑ Grecka nazwa rady delegatów od ludności.