Przy wyjściu z cmentarza spotykamy grupę turystek. Wszystkie, elegancko ubrane, w najmodniejszych kapeluszach i najkrótszych sukniach, mówiły tak głośno, jak gdyby każda z nich była dowódcą szwadronu dragonów.
Zochna uśmiechnęła się ironicznie i nagle powtórzyła dość frywolną radę Abou-Medyana:
„Pozwól twemu wybrańcowi usłyszeć głos twój i ujrzeć nogę twoją“...
— Aha! — zawołałem. — Rada ta dobra, może, dla kobiety arabskiej, ale nasze europejskie panie nieraz dają słyszeć swój głos, którego lepiej nie słyszeć, i widzieć wszystko to, co nie zasługuje na oglądanie...
— Nie masz racji, mój kochany — zaprotestowała Zochna — bo, naprzykład ta wysoka blondynka ma bardzo foremne nogi. — Spójrz!
Nie chciałem patrzeć, bo czułem całą otchłań anachronizmu pomiędzy jedwabiami tych turystek, a sędziwemi kubbami Abou-Medyana, Lalla Setti, Sidi Merzoug i dziesiątką innych „uali“.
Straciłem humor i uczułem głód. Powróciliśmy więc do hotelu na obiad.
Po obiedzie wyszliśmy na miasto. Nasz przewodnik pokazał nam potężne stare mury dawnej twierdzy, gdzie niegdyś była siedziba berberyjskich władców, a później Turków — jest to Meszuar.[1] Za sułtanów Almohadach przebywali tu wielkorządcy tych władców, a później, za dynastji Abd-El-Uaditów, nawet sam sułtan miał tu swoją siedzibę, następnie zaś tureccy gubernatorowie. Ten ostatni okres był najcięższy dla Tlemsenu, gdyż nawet poeta Benemsaib porównał wtedy miasto do „żaby w paszczy węża“.
„Miasto okryło się żałobą i w sromotnej hańbie żyło“.
„Występki i nieprawość panowały.
Tam, gdzie dawniej cnota była“...
- ↑ Co znaczy po arabsku „miejsce narad“.