ście, powodzenie i radość, jeżeli ucho chwyta odgłosy szlochania, westchnień lub jęku — nieszczęście wisi nad głową gospodarzy domu.
Tak opowiadali nam mieszkańcy dzielnicy El-Korran, a my zrozumieliśmy, że porzucona bezpłodna żona musiała słyszeć łkanie Seidy Reriby, wróżącej jej największe dla wschodniej kobiety nieszczęście — rozwód, a po nim albo powrót do domu rodziców, albo nędzę i życie o żebranym chlebie...
Widząc, że ogarnął nas smutek, sprytny Mohammet skinął na powóz i zawołał:
— Zawiozę państwa na El-Urit i pokażę piękny krajobraz.
Wyruszyliśmy. Przecięliśmy miasto i wyjechaliśmy na doskonałą szosę, prowadzącą do Bel Abbes i Oranu i wijącą się spadkami Tlemseńskiego grzbietu; droga szła nad równiną, przerżniętą głębokim wąwozem rzeki Safsaf.
Na prawo od nas piętrzyły się gorące różowe skały, na szczytach grzbietu tonące w bezdennym błękicie nieba; czasem urywały się nagle, a wtedy nad drogą zwisały gałęzie drzew oliwnych, figowców, granatów, platanów, otoczonych żywopłotem z kaktusów, nazywanych tu „figami berberyjskiemi“; kaktusy — dają owoc, wyrastający na peryferji mięsistych, kłujących liści, które powoli zmieniają się w brunatne, twarde konary tej rośliny dziwnej, a pospolitej na całej północy Afryki.
Na zakręcie szosy ujrzeliśmy dość głęboką jaskinię. Przed przyjściem Francuzów do Marokka była ona siedliskiem bandytów, napadających na karawany i podróżnych. Nosi nazwę „groty szakali“, lecz te „szakale“ oznaczają ludzi o sercach, łaknących krwi i zdobyczy, lecz tchórzliwych, gdyż napadali tylko kupą i zawsze na bezbronnych.
O 7 kilometrów od Tlemsenu spotkaliśmy parę małych domków, przy których stało dużo powozów. Są to restauracyjki, gdzie zatrzymują się ci, co zwiedzają głę-
Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/64
Ta strona została skorygowana.