Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/84

Ta strona została skorygowana.

niektórzy z nich wywodzą się od wielkich „uali“ z Granady i Kordoby, lub z rodzin tlemseńskich patronów. Tak wielka ilość „marabutów“ ma swoje objaśnienie. Jakiś świątobliwy człowiek przed dwustu laty zamierzał oczyścić Mansurę od „dżinnów“ i wybudował kapliczkę z kamieni, wziętych z grobowców Abu-Medyana, Ben-Jakuba, Lalli Setti i innych. Istotnie, udało się mu zaprowadzić w Mansurze pewien porządek, gdyż część „dżinnów“ uciekła i ukryła się w gąszczach, otaczających Uzidan.
To wszystkim wiadomo, a jeden z arabskich poetów powiedział:
„W Uzidan w każdem drzewie ukrywa się demon.“[1]
Za złemi demonami podążyli ludzie święci, tak zwani marabut’y.
Powracamy do kawiarni, gdzie czekał nasz powóz. Na drodze ujrzeliśmy dwuch jeźdźców na pięknych, gniadych koniach. W turbanach na głowie, w szerokich szarwarach i w pantoflach Arabowie wyglądają dość niezgrabnie, gdy chodzą, lecz na wysokich, bogato przybranych siodłach, na gorących, wyrywających się koniach odzywa się w nich stara krew jeźdźców i wojowników. Głowy podnoszą się wyżej, twarze stają się dumne, oczy ciskają płomienie, a w mocno opartych o szerokie strzemionia nogach wyczuwa się siłę, niezbędną do potężnego cięcia szablą z siodła w pędzie konia.
Jeźdźcy podnieśli się w strzemionach i znikli na zakręcie drogi.
Później słyszałem, że Tlemsen i jego okolice słyną z najlepszych i najbogatszych jeźdźców i że, jak pisze A. Bel, poeta Si Ahmed ben Jousef miał się wyrazić o tem mieście temi słowy:

„O, Tlemsen! Gród jeźdźców niezrównanie pięknych.

  1. Patrz Alfred Bel: Tlemsen et ses environs. Toulouse. 2e édition.