Gdy wybierałem się w swoją podróż po Afryce Północnej i studjowałem obszerną literaturę, dotyczącą tego kraju, nie przewidywałem, że moją pracę o Marokku, Algerji i Tunisji będę zmuszony zawrzeć w dwóch tomach.
A jednak postąpić inaczej nie mogłem, gdyż już na wstępie swej podróży, jeszcze na Morzu Śródziemnem, ujrzałem to, co zawsze głęboko mnie przeraża i napełnia serce smutkiem. Przekonałem się raz jeszcze, że zaraza nienawiści coraz bardziej ogarnia ziemię i że czynniki burzące i domoralizujące usiłują zawsze i wszędzie tę nienawiść wyzyskać na zgubę cywilizacji chrześcijańskiej.
W Afryce Północnej znalazłem potwierdzenie mych spostrzeżeń, poczynionych w r. 1920-21 w Azji, a widziane przeze mnie fakta przemawiają do mego serca i rozumu głosem wielkiego przekonania. Mówią one o tem, że ludzkość weszła w łożysko myśli o etnicznej wolności, że myśl ta jest wzniosła, a jednocześnie niebezpieczna, że z nią musi się liczyć zdolna do organizacji rasa Arjów i uczynić pierwszy krok do porozumienia się wzajemnego i utrwalenia pokoju na kuli ziemskiej, bez przymusu ze strony świata ludzi kolorowych.
Będąc w Afryce, zrozumiałem ostatecznie, że nasza cywilizacja jest zagrożona, że przed bramami naszej europejsko-chrześcijańskiej twierdzy stoi już wróg —