przedstawia doskonale, niemal alpejskie pastwisko. Pożywna trawa i woda pociągają tu koczowników z ich stadami baranów, owiec, kóz i bydła rogatego. Ciągle w większej lub mniejszej odległości od toru stoją „gituny“ — duże namioty z białej tkaniny wełnianej w szerokie czarne lub bronzowe pasy. Około tych „duar“, czyli grup namiotów, uwijają się kobiety w granatowych koszulach, ze srebrnemi świecidełkami na szyjach i w uszach — oraz tłumy nagich dzieci. Dalej w stepie pasą się stada, a przy nich tkwią, jak czujne żórawie-pastuchy w białych burnusach, z długiemi kijami w ręku. Widocznie w skałach i wąwozach czają się żarłoczne, tchórzliwe szakale, a może gdzieś grasuje zbłąkana hijena.
Pociąg przelatuje przez tunele, przeszywając grzbiety skalistych szczytów, turkocze około długiego żelazo-betonowego akweduktu, zbudowanego przez Francuzów, a dostarczającego wody do kilku kolonij rolnych; rozróżniamy je zdaleka, gdyż na pożółkłej już trawie odcinają się zielonością swych drzew oliwnych i figowych i krzakami usianych różowemi kwiatami oleandrów.
Widocznie i tu koczownicy, porwani przykładem i powodzeniem białych ludzi, zaczynają osiadać i pracować na roli, gdyż w kilku miejscach spostrzegliśmy małe plantacje arabskie z krzakami wina, oliwkami i granatami, otaczającemi szopy, sklecone z cienkich drągów, oblepionych gliną. Takie plantacje zabezpieczone są przed najściem bydła płotem z poplątanych krzaków jakiejś kłującej rośliny stepowej, starannie wszędzie przez tubylców zbieranej; takim płotem koczownicy otaczają również swoje namioty, pola, winnice i miejsca, gdzie chowają się jagnięta. Przez takie ogrodzenie ani przeszkoczy, ani się przerwie szakal lub zdziczały pies, a nawet człowiek z wielkim trudem i jeszcze większym hałasem — potrafi zdobyć taką przeszkodę, przypominającą ogrodzenia z kolczastego drutu.
Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/98
Ta strona została skorygowana.