razem ze mną odsunąć płytę w stopniu... No!... Jeszcze, jeszcze!
Poruszona z miejsca wspólnym wysiłkiem trzech ludzi płyta białego piaskowca zwolna odsłaniała czarny otwór prowadzący do podziemi.
Stawiane na wysokich przełęczach murowane „obo“ i stupy zawsze prawie posiadają takie lochy, gdzie w czasie zamieci śnieżnej lub wichrów mroźnych mogli by się ukryć podróżnicy.
Firlej świecąc sobie latarką bez namysłu wskoczył do podziemia i w tej samej chwili wydał okrzyk radości.
Znalazł to, czego szukał.
Okuta żelazem po rogach skrzynia stała pośrodku lochu.
Doktór podniósł wieko i zaczął rozglądać wnętrze długiego, przypominającego trumnę pudła. Obite było wypchanymi trawą poduszkami. Po narożnikach widniały otwory dla dopływu świeżego powietrza.
Niebywale podniecony doktór Firlej skierował wzrok na deski wieka. Starczyło jednego rzutu oka, żeby się przekonać, że zapewne uwięziona dziewczyna porobiła na miękkim drzewie napisy wydrapując je jakimś ostrym narzędziem. Większość była w języku hinduskim, lecz znalazły się też dwa angielskie.
Pierwszy z nich w samym kąciku skrzyni niby fryz dokoła otworu zawierał następujące zdanie:
— Ja — Atri-Maja — córka radży Rungpuru, zostałam porwana w Tybecie przez nieznanych ludzi, mówiących jednym z azjatyckich języków.
Drugi napis, umieszczony na środku wieka, donosił, że nieznani ludzie, którzy porwali córkę radży, wspominają często słowa: Singribari i Czandra, a także „anguczi“ i „gudże“.
Posłyszawszy o tym, do podziemi opuścił się natychmiast Unen i jął odczytywać hinduskie napisy, wydrapane na deskach. Były to oderwane zapiski zasłyszanych słów, które, powtarzane zapewne często, utkwiły w pamięci Atri-Maji.
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.