im, Panie, a światłość wiekuista... Ale czyż mogłem postąpić inaczej?... Pomyślcie i zrozumcie mnie! Jacyś źli ludzie, dla których zabić człowieka, to tak jakby przełknąć ostrygę, porywają w tych dzikich stronach dziewczynę zapewne kulturalną, bo pisze po angielsku i jest córką radży... Nie wiadomo przecież, co mogą tacy bandyci zrobić z kobietą. I miałbym spokojnie siedzieć z założonymi rękami? Rozum i sumienie nie pozwala mi na to i jeszcze coś, co skłania mnie do włóczęgi po górach i do wykręcania szczęk mongolskich... Ha, nie moja wina, bo nie ja zacząłem... Niech im świeci. Amen.
Tak przeplatając modlitwę — niemą rozmową z duszami rodziców stał Firlej zapatrzony w niebo, które wydawało mu się otchłanią bez dna i bez kresu, co dziś budziło w nim niejasną trwogę, niemal przerażenie wobec podświadomego wyczucia nieskończoności. Zdawało się doktorowi, że jeżeli zdoła sięgnąć wzrokiem jeszcze odrobinę dalej i głębiej, to ujrzy promienny tron Stwórcy i Pana wszechświata, a wtedy... Bał się pomyśleć o tym, co stałoby się z nim, gdyby wzrok jego ogarnąć mógł oblicze Wszechmogącego...
Nie zdając sobie sprawy z tego, co czyni, ukląkł i począł modlić się gorąco i korzyć się przed Najświętszą Istotą. Jakaś radość i spokój spływały mu do duszy i wiara, że czyni dobrze, iż jest tu pod przełęczą Taklung, i że ma ścigać dalej Sobcowa — zbrodniarza i bezbożnika.
Nie spostrzegł nawet, że obaj lamowie skończywszy modły byli już gotowi do drogi i czekali na niego. W oczach ich dojrzał przyjazne błyski.
— Biały przyjacielu! — zwrócił się do niego Unen. — Naradzaliśmy się tu z dostojnym hutuhtą i postanowiliśmy przerwać pogoń za Urusem.
— Jakto przerwać pościg?! Chcecie powracać do Tassgongu? Za nic na to nie przystanę i sam będę go ścigać, choćbym miał przepaść! — zawołał zapalczywie Firlej.
— Ależ nie! — uspokoił go Dżałhandzy. — Emczi napróżno się gniewa! Wiemy, że Urus jedzie do Singribari.
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.