Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

carów, aż wreszcie i dla siebie samej wywalczyła niepodległość po długich latach ucisku i niewoli.
Guru i hutuhta słuchali go z zaciekawieniem.
Gdy na zakończenie swego opowiadania Firlej wspomniał o tym, że tysiące jeńców polskich w w. XIII zostało przerzuconych do Mongolii, że mnisi polscy leczyli jeźdźców stepowych, że w Karakorumie, stolicy wielkich chanów, Polacy pomagali władcom w tworzeniu silnej armii, wyrabiali dobrą broń, a jeden z chanów — Gundżur miał za żonę Polkę, którą kochał cały naród i nazwał ją „Eleer-bałasyr“ co znaczy „żona-obrączka“, gdyż wedle obyczaju chrześcijańskiego chan i jego żona zamienili się obrączkami, poświęconymi przez kapłana katolickiego.
— Znam tę opowieść! — ożywiając się nagle zawołał Dżałhandzy. — Koło klasztoru Erdeni-Dzu wznosi się góra „Miłości chana“, gdzie Gundżur własnymi rękami pogrzebał żonę-brankę, dostarczoną mu z dalekiej krainy białych ludzi...
Rozmowa się na tym urwała.
Firlej czuł, że udało mu się przemówić do serc przyjaciół, zrodzonych na skraju martwej pustyni Gobi i w wąwozach tajemniczego Tybetu.
Coraz częściej spotykali teraz podróżnicy osiedla ludzkie, a nawet całe wioski, straszliwie przeludnione, brudne i nędzne.
Przy drodze siedzieli żebracy z wyciągniętymi po jałmużnę rękami i zawodzili żałosnymi, jękliwymi głosami.
Unen rozdawał pozostałą w worach żywność, doktór wrzucał do podstawianych mu miseczek drobne monety.
Dobroczynność ta miała niepożądane skutki, gdyż niebawem za jeźdźcami pędził ogromny tłum wieśniaków i ich dzieci, domagając się datków.
Tłum ten rósł z minuty na minutę, aż Firlej krzyknął ze śmiechem:
— Zmykajmy!
Rzeczywiście nie było innej rady, więc smagnęli konie i popędzili w cwał.
Krzyczący tłum Hindusów pozostał za nimi.