Gdy minął już bramę i wszedł w ulicę, posłyszał ciche wołanie:
— Cagan tała! Cagan tała!
Doktór zaczął rozglądać się ostrożnie, lecz nie mógł znaleźć Unena ani hutuhty.
— Co u kaduka! — dziwił się. — Przecież nie zamienił się chyba guru we wróbla lub wronę, bo tego tałałajstwa jest tu pod dostatkiem?
Ktoś potrącił go i syknął:
— Milcz i słuchaj!
Firlej spojrzał obojętnym wzrokiem na mijającego go Assamczyka niosącego na giętkich sądach dwa kosze okryte workami.
— Idź do klasztoru i czekaj! Przeorowi powiesz, że jesteś kupcem amerykańskim z Rangunu. Spotkałeś nas przypadkowo w klasztorze Tipperah.
Firlej udając, że się rozgląda dokoła, wycedził przez zęby:
— Na ostatnim wozie jedzie Torczi...
Unen dodał kroku i wyprzedził go, krzykiem torując sobie drogę w ciżbie ludzkiej.
Firlej długo czekał w pokoju gościnnym na powrót towarzyszy.
Nudziło mu się samemu, więc odszukał stajnię i obejrzał konie. Znużone długą drogą i szybkim przemarszem pokładły się i leżały z zamkniętymi oczami.
Obok nich wyciągnął się jak nieżywy „Knox“ uwiązany na rzemyku. Foxterier spał jak zabity, pojękując przez sen i wzdychając.
Firlej wziął go na ręce i przeniósł do pokoju.
Usiadł na miękkiej ławie trzymając „Knoxa“ na kolanach.
Powiadomiony o powrocie jednego z gości przeor z całą świtą mnichów odwiedził go.
Zaczęły się badawcze oględziny azjatyckie, przed którymi nic się ukryć nie może, ostrożne, a przebiegłe wypytywania, lecz to nie zmieszało doktora.
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.