Filipińczyka z Manilli (bo tam przed tym siedziałem dwa lata), a to taki, upewniam pana, magik, że potrafi zupę żółwiową przyrządzić z ogonów zebu, a smaczny krem — z pasty do golenia! Well, well, zaraz pójdziemy do mnie, bo już dochodzi ósma. Dam tylko Husseinowi parę zleceń...
Znowu poszedł przez tłum — wysoki, kołysząc się na długich nogach — „bocian wśród kacząt“.
Patrząc na niego Firlej uśmiechał się i myślał:
— Żebym wiedział, że mam kolację u Amerykanina, nie najadałbym się tłustej baraniny a szczególnie tej sałatki z czonskiem i olejem! Czuję ją do tej chwili w ustach i gardle, jak gdybym łyknął podwójną porcję rycyny. Nieprawdaż, psinko? Chociaż po co ja ciebie pytam o to? Nie chciałeś nawet mięsa, huncwocie jeden. Tak się dziś zmachałeś, jak gdybyś uczestniczył w biegu maratońskim!
Znużony i senny „Knox“ uchem nawet nie poruszył. Przez cały czas przechadzki swego pana wlókł się za jego nogą, a podczas rozmowy z Hillem leżał i spał. Musiał za wszelką cenę odespać się i wypocząć, a tu, masz tobie, wyciągają go na spacery! Był oburzony. Wyraziłby to jakoś napewno, lecz zmorzył go sen, jak tylko udało mu się położyć.
Hill szybko załatwił swoje sprawy z Parsem i ująwszy rodaka pod ramię poprowadził go do siebie.
Za nimi powlókł się też „Knox“ utykając co chwila i ziewając przeciągle.
Siedząc przy stole, przy którym kręciło się trzech Assamczyków, Firlej pił zimną soda-whisky i próbował znakomitych potraw, przyrządzonych przez Filipińczyka.
Nie mógł słowa wstawić, bo Hill, stęskniony do towarzystwa, mówił bez przerwy.
— Z kim tu mam rozmawiać? — skarżył się. — Policja składa się tu z dwóch niewykształconych Anglików z Singapore i konstablów — Hindusów; komornicy — z wychowanków hinduskiej szkoły handlowej w Kalkucie, co ja mam z nimi do gadania? Powiadam panu, że w porze deszczonej,
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.