wiedział. — Przed dziesięciu laty nie spotkalibyśmy tu bodaj żadnego człowieka, który nie znałby Dżałhandzy-hutuhty...[1] Z całego kraju napływały do mnie tłumy chorych...
— Tak, tak! — zawołał Iwari. — Słyszałem dziwne opowieści o waszej wiedzy lekarskiej, hutuhto! Ale pozwoli dostojny kapłan, że powtórzę mu moje pytanie. Jakiej jeszcze nowej próby musimy oczekiwać?
Lama spojrzał na słońce i zamruczał, zawijając się w poły kożucha.
— Gdy słońce przygasać pocznie na śnieżnym wierchu Kulhakangri, trafimy na drogę karawanową. Biegnie ona do klasztoru Tassgong. Tam czeka na nas próba...
Oczy Mongoła błysnęły dziwnym ogniem.
— Klasztor Tassgong? — powtórzył Sumbara. — Mamy informacje, że rządzi tam pundita Eher-balan... człowiek pewny, nasz...
Dżałhandzy zmrużył oczy i wydął wargi.
— Eher jest pewnym człowiekiem, oddanym sprawie, lecz przy nim jak cień nieodstępny tkwi ktoś inny... ktoś inny...
— O kim mówi dostojny kapłan? — spytali Japończycy.
Hutuhta jeszcze bardziej zmrużył oczy. Przez ledwie dostrzegalną szparę pomiędzy nabrzmiałymi powiekami, niby dwie niezagasłe, nikłe iskierki świeciły się z jakiejś niezbadanej głębiny drapieżne źrenice.
— Mówię o turdzy-lamie imieniem Bujuk — szepnął.
— Bujuk? Nie znam tego nazwiska! — zdumiał się Iwari.
Hutuhta pokiwał głową i machnął ręką.
— Tak też myślałem! — uśmiechnął się samymi tylko oczyma. — Opowiem o nim panom, ale przed tym spełnijmy przepis mojej wiary. My, lamaici na wszelkich niebezpiecz-
- ↑ Tytuł kapłański — przeor klasztoru lub starszy lama — kapłan świątyni lamaickiej.