— Może byłoby lepiej, żebym tak faktycznie go przycisnął, bo wtedy będę już całkowicie pewny, że nie zipnie i nie wywinie mi się, jak węgorz? — groźnym głosem mruknął Firlej.
Poweselał jednak natychmiast i dodał z uczuciem:
— Sam Bóg zesłał mi pana, mister Hill!
— Cha-cha-cha! — zaśmiał się Amerykanin. — To jeszcze nie wiadomo, doktorze, kto komu został zesłany przez Boga? Jestem kupcem i ludziska twierdzą, że dobrym kupcem! Chcę przeto z miejsca ubić interes. Widzi pan, mister Firlej... Znam radżę Rungpuru i wiem, że on nie pozwala handlować obcym w swym bogatym kraju. Jeżeli uratujemy mu córkę, pan, doktorze, i Atri-Maja musicie wystarać się u niego o prawo handlu dla mnie. Mam chrapkę na kość słoniową i na szafiry rungpurskie. Zrobię szefem swej filii... Allaedina Husseina. Cha-cha! Ja zarobię, on zarobi, radża zarobi, pan zarobi...
— Ja zarobię? — zaśmiał się doktór. — Nie dla zarobku chcę uwolnić córkę tego radży!
— Pan zarobi, zarobi, zarobi! — wołał zanosząc się od śmiechu Hill. — Pan zarobi najwięcej... wygra pan, doktorze, milion na loterii i to jak amen w pacierzu!
— Coś pan bredzi, my dear — mruczał nie rozumiejąc go Firlej. — Ale chodźmy już!
— Mamy czas! — machnął ręką Amerykanin. — Napijmy się jeszcze po kieliszku cherry-brandy, a może pan woli pipermentu? Najlepiej będzie zjawić się u Husseina, gdy stary będzie już w łóżku. To wywrze na nim silniejsze wrażenie, bo, jak wiadomo, noc — to czas wszelkich strachów!
Firlej ruchem głowy zgodził się z planem gospodarza i wychylił kieliszek likieru, popiwszy go zimną już kawą.
Dziwił się sam sobie, że nie czuł najmniejszego zmęczenia i senności. Był podniecony, ale wszystkie zmysły zachowywały niezwykłą w takim wypadku sprawność i równowagę.
Z wyrzutem popatrzał na zwiniętego na dywanie „Knoxa“, który zjadłszy przy kolacji kawał mięsa i popiwszy
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.