Wyciągnął się natychmiast przy drzwiach i przyłożywszy czujny nos do szpary nad progiem węszył. Minęło kilka długich chwil, gdy znowu posłyszał melodyjny głos:
— Zanieś swemu panu! Zanieś! Zanieś! Zanieś!
Spod drzwi wysunęła się jakaś szmatka.
„Knox“ obwąchiwał ją długo. Nie wątpił, że była to skóra... skóra od trzewika.
— A-a-a! — pomyślał foxterierek — czyżby tam siedział jaki szczeniak, bo przecież tylko on odrywałby kawałki skóry od trzewików?!
Znowu węszył, prychając i sapiąc głośno.
Nie! Innego psa zwęszyć nie był w stanie.
— Zanieś! Zanieś! Zanieś! — szeleściły pełne żądania słowa.
„Knox“ zaniepokoił się.
Mógł zanieść tę szmatkę, lecz komu? gdzie?
— Zanieś! Zanieś, miły mały piesku! — biegło błaganie.
Dla „Knoxa“ wszystko zaczynało się i wszystko się kończyło na jego panu.
Skoro nie wie komu ma oddać tę skórę, zaniesie ją panu, a ten już będzie wiedział, co z nią zrobić.
Ujął więc szmatkę zębami i pobiegł do poczekalni.
Zobaczył swego pana pochylonego ku grubemu, pachnącemu słodkimi perfumami człowiekowi.
— Co to przynosisz? — spytał doktór, gdy „Knox“ oparł mu łapki na kolanie i przechyliwszy pyszczek z lekka potrząsał skrawkiem skóry.
Piesek bez wahania oddał mu przyniesiony przedmiot i usiadłszy obok doktora pytająco patrzał na niego.
Firlej trochę zdziwiony uważnie jednak rozglądał szmatkę. Wkrótce spostrzegł coś, bo zerwał się z krzesła i zbliżył do świecznika...
Przez ten krótki czas, który piesek spędził w korytarzu, Hill i Firlej mieli dość ciężką, chwilami nawet beznadziejną przeprawę ze starym Parsem.
Hussein zdusiwszy w sobie strach i czując nóż na gardle odzyskał przytomność umysłu i przyrodzoną przebiegłość.
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.